Używamy ciasteczek do poprawnego wyświetlania tej strony. Jeśli nie wyrażasz zgody, zmień ustawienia przeglądarki.

Ok
Barbara Mazurkiewicz-Białecka

Ukraina: kryzys czy rezultat?

Rosyjskie działania na Ukrainie odzwierciedlają sparafrazowane przekonanie, ze kurica nie ptica, Ukraina nie zagranica. Dla polityków europejskich, dla których marchewka to nie warzywo, argument ten może być całkiem przekonujący. Obecna sytuacja na Ukrainie, „to nie kryzys to rezultat”. Rezultat ignorancji i bezmyślności Zachodu, bezczelności i bezkarności Rosji oraz krótkowzroczności i „postsowieckiej schizofrenii”, która zdeterminowała ukraińskie lawirowanie w polityce zagranicznej.

Ługańsk 25 czerwca rano, 2014 rok, źródło: facebook.com/euromaidanpr

Ługańsk 25 czerwca rano, 2014 rok, źródło: facebook.com/euromaidanpr

Dlaczego Unia nie kocha Ukrainy?

Ukraina po odzyskaniu niepodległości, starała znaleźć swoje miejsce w Europie, sygnalizując, że nie jest tu przypadkiem, tylko zawsze do niej przynależała. Argument ten, w kontekście geopolitycznie zimnego półwiecza, nie znajdował zrozumienia tak na Zachodzie, jak i w samej Ukrainie. Efekt był taki, że, jak to określił Bohdan Osadczuk, Ukraina przycupnęła na miedzy jak wielka kuropatwa i patrzyła co się będzie dalej działo. Strategia wyczekiwania, znalazła odzwierciedlenie w koncepcji „trzeciej drogi”, określanej jako polityka wielowektorowa, a oznaczającej w praktyce podleganie wpływom wielu wektorów. Jak słusznie zauważył wiele lat temu były szef Rady Polityki Bezpieczeństwa Ukrainy, Włodzimierz Horbulin: „gdy zaczynał się sezon grzewczy, Ukraina wchodziła w orbitę Moskwy, a na wiosnę wyrywała się na Zachód”. Zachód tymczasem, przy świadomości ukraińskich marzeń i aspiracji, nie zapominał o azjatyckich realiach i mapę drogową akcesji do europejskich struktur opracował z uwzględnieniem licznych zakrętów. Najpierw Romano Prodi stwierdził, że „Ukraina ma taki sam powód o staranie się o członkostwo w Unii jak Nowa Zelandia”, i że może być członkiem tej struktury za jakieś 50 lat, następnie Jose Manuel Barroso nie pozostawił jej złudzeń. Prodi nie kreuje już polityki europejskiej, Barroso tak i wydaje się rozumieć, że marchewkę trzeba zawiesić nieco niżej. Tyle, że w rachunku zysków i strat, Unia i tak wybierze poprawne relacje z Rosją. Za dużo interesów w brytyjskim City.

Przeczytaj: Rosja nie do zatrzymania?

Boom

Ukraińskie niezdecydowanie, „elegancki cynizm Zachodu” i „chamstwo Moskwy”, nie przeszkodziły w robieniu interesów. A na Ukrainie i w Europie Środkowowschodniej, interesy się „robi” i „załatwia”. Z badań (Corruption Perception Index) wynika, że firmy, które zdecydowały się na inwestycje na Ukrainie ok. 10% swoich dochodów przeznaczały na łapówki. Mimo tych kosztów, które można określić jako wliczone w ryzyko, dynamiczny wzrost ukraińskiej gospodarki obserwowany m.in. w okresie 2001-2008 zachęcał zagraniczny kapitał. Realny wzrost gospodarczy w tym czasie, oscylował wokół 7% i był porównywalny ze wskaźnikami gospodarki rosyjskiej. Światowy kryzys oznaczał więc dla Ukrainy, której PKB w ok. 60% wytwarzane jest przez sektory skoncentrowane na eksporcie, poważny zastój. Na prawdziwą stagnację Ukraina miała jednak poczekać do 2013 roku, w którym przypadała spłata długów w wysokości ok. 9 mld dolarów, z czego blisko połowa tej kwoty stanowiła zobowiązania wobec Międzynarodowego Funduszu Walutowego, co było warunkiem odmrożenia kolejnych 12 mld. Było to praktycznie niewykonalne, więc Rosja znowu jawiła się jako alternatywa dla Zachodu. Kierownica skręcała na Wschód.

Biznes to biznes

Pytanie czy oligarchowie, najistotniejsi gracze ukraińskiej gospodarki są prozachodni czy prowschodni wydaje się nie mieć głębszego sensu. Ukraińskie klany, poszerzone rzekomo za czasów prezydentury Janukowycza o kolejnego zainteresowanego, czyli „rodzinę”, mają się dobrze. Główną troską oligarchów jest utrwalenie stanu rzeczy, w którym związki biznesu i polityki są silne i patologiczne jak dotychczas. Wiele wskazuje na to, że także władze z rodowodem z Majdanu nie unikną tych powiązań. Trudno wyobrazić sobie zresztą wyrwę w murze w postaci rozbijania układu, skoro ukraińscy oligarchowie zmonopolizowali już najbardziej dochodowe i wpływowe sektory m.in. metalurgiczny i media, a obecnie odkrywają na nowo potencjał ukraińskiej ziemi, która stanowi kolejny cel ich zakusów. Oligarchowie zbudowali swoją potęgę na Ukrainie, dosłownie i w przenośni. Poradzą sobie bez względu na zwrot wektora.

Dwugłowa Ukraina

Co na to wszystko społeczeństwo, enigmatycznie określane przez ukraińską konstytucję jako „lud”, suweren i jedyne źródło władzy na Ukrainie? Życie ukraińskiego społeczeństwa determinowane jest przez dwa podstawowe czynniki – świadomość wewnętrznego skomplikowania oraz zmienny poziom życia. W tym pierwszym przypadku, mamy do czynienia z mitem dwóch Ukrain. Tymczasem ukraińskojęzyczny Zachód i rosyjskojęzyczny Wschód to nie dwie Ukrainy, tylko jedna – w pełnej krasie. Albo inaczej – czy Amerykanie posługujący się językiem hiszpańskim przestają być Amerykanami? Nie ma znaczenia wyimaginowany podział na Ukraińców i Rosjan, ale dwie ścierające się wizje struktury państwa – centralistyczna, mająca zwolenników na Wschodzie Ukrainy, znajdującej się w silnych relacjach gospodarczych z Rosją i decentralistyczna, demokratyczna, w której dominuje model relacji poziomych władzy. Koncepcja ta jest forsowana na Zachodzie Ukrainy, od wieków objętej polskim wpływem, mniej bądź bardziej cywilizowanym w swojej formule. Sama koncepcja dwóch Ukrain, otworzyła drogę na Krym i najprawdopodobniej prędzej czy później rozbije ten kraj na dwie części.

Społeczeństwo

Drugi, niemniej istotny czynnik to poziom życia. Ukraina przez prawie dekadę nowego wieku notowała wzrost gospodarczy przekładający się na względne zadowolenie mieszkańców ze swojej sytuacji materialnej, przy równoległym braku zaufania do władz. Sytuacja wydaje się być dosyć typowa dla naszej części Europy. Ale apetyt wzrasta w miarę jedzenia, a nowoczesne rewolucje mają swoją genezę w dysproporcji pomiędzy aspiracjami, a możliwością ich realizacji. Aspiracje i oczekiwania ukraińskiego społeczeństwa doszły do muru. Były nim złe perspektywy gospodarcze i zwrot w dążeniu do stowarzyszenia z Unią. Nie można jednak mówić o przebudzeniu się ukraińskiego społeczeństwa, czy też narodu, bo to społeczeństwo świadome, coraz bardziej obywatelskie i otwarte.

Dlaczego Zachód nie pokocha Ukrainy?

Zachód nie zaangażuje się w żaden konflikt militarny na prawie własnym podwórku. Nie ma też koncepcji jak ewentualnie wyjaśnić swoim konsumpcyjnym społeczeństwom przyczynę, dla której miałby narazić rodzime gospodarki na szwank poprzez wprowadzenie sankcji gospodarczych. Politycy Zachodu nie znają Rosji, mają tylko jej wizję. Jest to wizja potęgi, kreowana przez lata zimnej wojny. Politycy Zachodu nie znają też Ukrainy, ale mają mniej powodów żeby ją poznać, o ile w pełni orientują się gdzie ten kraj jest położony. Może ta podstawowa wiedza przełożyłaby się na realne wsparcie Ukrainy nie tylko pieniędzmi. I najważniejsze – czy Europa będzie miała cokolwiek do zaproponowania Ukrainie? Jeśli tak, to jakiej Ukrainie? Może tylko Zachodniej… tylko czy Unia zdecyduje się pompować gigantyczne pieniądze w ukraińskie rolnictwo? A jeśli tak, czy zachodni rolnik wytrzyma konkurencję z produktami ukraińskich czarnoziemów? A może Ukraina znowu stanie w rozkroku i jeszcze bardziej zdestabilizuje region, w którym funkcjonują już byty quasi-państwowe (Naddniestrze) i brak jest rozstrzygnięć dotyczących akwenów wodnych o strategicznym znaczeniu (morza: Czarne i Azowskie). Ukraina jest w kropce. Bardziej niż kiedykolwiek. Zachód ma jeszcze wrażenie, że to nie jego problem i pielęgnuje mentalność jasyru w relacji z niereformowalną rosyjską ordą.

Przeczytaj również:

Ukraina to nie Somalia – polemika z tekstem „Ukrainostan”

Ukrainostan – dwa scenariusze dla Ukrainy zły i bardzo zły

W przededniu Dnia Klęski – 9 maja Dzień Zwycięstwa to początek końca Rosji

  • livejournal
  • vkontakte
  • google+
  • pinterest
  • odnoklassniki
  • tumblr
1
  • w Eastbook.eu od2014 Mar 7
  • Artykuły1
  • Komentarze0

Absolwentka historii, Public Relations, dziennikarstwa i podstaw prawa ukraińskiego Uniwersytetu Marii Curie Skłodowskiej, Szkoły Głównej Handlowej i Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Pisze artykuły o tematyce środkowoeuropejskiej, społecznej i medioznawczej publikowane m.in. w Le Monde Diplomatique, Nad Buhom i Narwoju, Lwiwśka hazeta, Polish Daily, Kurierze Lubelskim, Studiach Medioznawczych i Etyce w mediach.

ZOBACZ WSZYSTKIE ARTYKUŁY
Komentarze 1
Dodaj komentarz

  1. jubus pisze:

    Bardzo dobry artykuł, choć zawiera parę błędów. Otóż błędem jest myślenie, że nie ma 2 Ukrain, gdyż one są, tak jak są 2 Polski, 2 Rosje, 2 Japonie, 2 Afryki, itd, itp. Każdy kraj czy region ma 2 lub więcej oblicza, inaczej być nie może, tak jak moneta nie ma reszek po obu stronach. Polska Wschodnia to nie to samo co Zachodnia i bardzo dobrze, że ten podział istnieje. Bardzo dobrze, że istnieje podział na Wschód i Zachód Ukrainy oraz na Nowogród i Moskwę, w przypadku Rosji, o czym i Pani autorka zapomniała, a może nie wie, podobnie jak większość publicystów. Rosja to nie tylko tradycja Złotej Ordy, ale także Republiki Nowogrodzkiej i ten konflikt widać przez całe stulecia. Konflikt na Ukrainie to własnie konflikt między Zachodem, stworzonym przez Polskę właściwie i jej idiotyczną politykę, łajdacką trzeba powiedzieć i Wschodem, stworzonym przez Rosję. Ukraina to zlepek róznych tradycji, dzisiaj to właściwie już jedynie zlepek „polskiej” i „ruskiej” części. Twierdzenie, że zachodnia część jest bardziej cywilizowana, bo polska, to obraza, bo Polacy chyba nie uczyli Ukraińców z Wołynia czy Galicji Wschodniej jak wyrzynać i palić żywcem własnych sąsiadów, przypominam, że słynny Wiśniowiecki nie był Lachem, a jedynie ruskim przechsztą, który chciał być bardziej „katolicki niż Polak-katolik”.
    Dodam, że Kurica nie ptica, ma drugi człon w postaci słowa Polsza, nie Ukraina, proszę nie tworzyć tu jakichś innych rzeczywistości. Trzeba powiedzieć wprost i odważnie, nie jest winna Rosja, nie jest winna Polska, nie jest winien Zachód, winni są ludzie, którzy nie potrafią się skonsolidować razem, współnie działać, stworzyć jakąś nacjonalistyczną, ale wspólną dla zachodniej i wschodniej części podstawę. Jeśli winić kogokolwiek poza Ukrainą, to trzeba winić wszystkich naokoło, z Polską i Rosją na czele.
    Zresztą problem, jaki ma Ukraina w jej relacjach ze światem, jest taki sam, jaki ma Polska, Rumunia czy nawet Węgry – świat ma na nas daleko w 4 literach, nie twórzmy mitu, że Polska, kiedyś coś tam znaczyła, niemal zawsze to był grajdoł, który zdechł od środka, na własną odpowiedzialność. Może za Chrobrego i pierwszych Piastów, było inaczej, bo Chrobry lał wszystkich naokoło i nie patrzył, czy to Niemiec, Czech, Słowak, Madziar czy Rus. Potem było juz tylko gorzej, upadek Polski, podobnie jak upadek Ukrainy czy teraz, także i Rosji, to kwestia nie „czy”, tylko „kiedy”.