Używamy ciasteczek do poprawnego wyświetlania tej strony. Jeśli nie wyrażasz zgody, zmień ustawienia przeglądarki.

Ok
Kamil Całus

Mołdawia: Na rozstanie z Gazpromem jeszcze poczekamy

Podczas lipcowej wizyty w Kiszyniowie prezydent Rumunii, Traian Basescu zapowiedział na 27 sierpnia rozpoczęcie prac nad budową liczącego sobie nieco ponad 50 km intekonektora gazowego łączącego rumuńskie Jassy z mołdawskim miastem Ungheni. Rząd w Kiszyniowie ma nadzieję, że ta stosunkowo niewielka, bo wyceniana na ok. 26 mln euro inwestycja pozwoli do końca 2013 r. na przełamanie rosyjskiego monopolu na dostawy gazu do Mołdawii i pozbawi tym samym Moskwę możliwości wpływania na mołdawską politykę za pomocą „gazowego straszaka”. Niestety wszystko wskazuje na to, że aby realnie uniezależnić się od Gazpromu Mołdawia będzie musiała poczekać o wiele dłużej i zrobić o wiele więcej.

Artykuł jest polemiką z tekstem Paul Pryca: Mołdawia: Pożegnanie z Gazpromem

Gazprom Facility. author: greg westfall. source: Flickr

Budynki Gazpromu nad rzeką Moskwa, autor: greg westfall, źródło: flickr.com

Dywersyfikacja, ale dlaczego?

Uzależnienie dostaw rosyjskiego błękitnego paliwa od działań mołdawskich polityków, a szczególnie głoszonych przez nich europejskich sympatii jest wyraźnie dostrzegalne. Łatwo zauważyć m.in., że ceny tego surowca rosną regularnie od momentu odsunięcia od władzy komunistów i objęcia rządów przez proeuropejską koalicję, która od początku jednoznacznie opowiadała się za zbliżeniem z UE. O ile w chwili zwycięstwa koalicji w 2009 roku Mołdawia płaciła ok. 90$ za 1000m3 gazu, o tyle w ciągu kolejnych trzech lat cena ta zwiększyła się niemal 5 krotnie, osiągając poziom ok. 392$, co wyraźnie odbiło się na poziomie życia i tempie rozwoju gospodarczego kraju. Z powodów politycznych Moskwa konsekwentnie odmawia także od końca 2011 r. podpisania nowego kontraktu gazowego z Kiszyniowem. Gaz dostarczany jest w tej chwili na podstawie starego kontraktu, którego ważność przedłuża się regularnie na czas od kilku do kilkunastu miesięcy. Obecny kończy się wraz z końcem 2013 r. Wprowadza to do mołdawskiej gospodarki element niepewności. Nie wiadomo bowiem czy i na jakich warunkach Rosja zgodzi się przedłużyć obowiązywanie umowy. Zarówno więc niezwykle wysokie ceny gazu, jak i niepewność co do stabilności dostaw zmuszają Mołdawię do poszukiwania alternatywnych źródeł zaopatrzenia w ten surowiec.

Rosja mówi: „Nie!”

Przyczyną, dla której Rosja nie zgadza się na podpisanie nowego kontraktu jest podjęte przez mołdawski rząd zobowiązanie do przyjęcia tzw. III europejskiego pakietu energetycznego. W myśl zawartych w pakiecie regulacji dostawa surowców energetycznych powinna zostać oddzielona od działalności wydobywczej oraz sprzedażowej. W związku z tym MoldovaGaz, gazowy monopolista na rynku mołdawskim, powinien zostać rozdzielony na dwa przedsiębiorstwa zarządzane dodatkowo przez dwóch niezależnych właścicieli. Jedno zajmowałoby się skupowaniem gazu i jego sprzedażą, drugie natomiast zarządzałoby siecią mołdawskich gazociągów i dbało o dostarczanie błękitnego paliwa do odbiorców. Taki podział ma w zamyśle twórców pakietu pozwolić na zwiększenie konkurencji na europejskim rynku gazowym, bo dzięki niemu dostawca surowca będzie mógł teoretycznie kupować go od innych producentów, oferujących niższe ceny. Czego więc obawia się Rosja? Implementacja pakietu w Mołdawii uderzy bezpośrednio w interesy Gazpromu, ponieważ to rosyjski gigant, a nie mołdawski skarb państwa, jest większościowym właścicielem MoldovaGazu. W razie wejścia w życie postanowień pakietu Gazprom utraciłby więc kontrolę nad tamtejszą siecią przesyłową. Tymczasem mołdawskie gazociągi stanowią ważną część systemu  dostarczającego rosyjski gaz do Turcji i krajów bałkańskich. W związku z tym Moskwa kategorycznie odmówiła zgody na podpisanie nowego kontraktu, dopóki Mołdawia nie zrezygnuje z wdrożenia III pakietu, a docelowo nie wystąpi z europejskiej Wspólnoty Energetycznej.

Mimo tak jasnego postawienia sprawy przez Rosję Kiszyniów nie dawał za wygraną. W połowie września ubiegłego roku prezydent Nicolae Timofti stwierdził kategorycznie, że Mołdawia nie zamieni integracji europejskiej na tańszy rosyjski gaz. Premier Vlad Filat postanowił jednak pójść na pewne ustępstwa i poprosił Brukselę o przesunięcie planowanego na 2015 r. terminu wdrożenia III pakietu  o kolejnych 5 lat. Zgodę uzyskał, ale na niewiele się ona zdała. Rosyjscy oficjele stwierdzili, że są gotowi do poważnej obniżki ceny gazu i podpisanie nowego, długoterminowego porozumienia wyłącznie po odstąpieniu od współpracy ze Wspólnotą Energetyczną. Jednocześnie Gunter Oetinger, unijny komisarz ds. energii stwierdził, że jeśli Mołdawia zdecyduje się ustąpić rosyjskim żądaniom i opuści wspólnotę energetyczną to będzie to równoznaczne z zarzuceniem integracji europejskiej i „skazaniem się na los Białorusi”.

Dla Rosji wytworzona w ten sposób sytuacja była niezwykle korzystna, ponieważ dawała szansę upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu. W świetle deklaracji Oetingera rezygnacja Mołdawii z implementacji III pakietu energetycznego nie tylko uchroniłaby Rosję przed utratą kontroli nad MoldovaGazem, ale także poważnie zaszkodziłaby mołdawskiemu zbliżeniu z Unią Europejską, co leży w interesach Moskwy. W tej sytuacji jedynym wyjściem dla Kiszyniowa, który nie chciał porzucać ani europejskich aspiracji, ani marzeń o relatywnie tanim i stabilnym źródle gazu okazała się idea budowy łącznika między mołdawskim a rumuńskim systemem gazociągowym.

Mapa Mołdawii, źródło: wikimedia.org

Rumuński łącznik

Pomysł budowy gazociągu umożliwiającego przesyłanie gazu z Rumunii do Mołdawii nie jest nowy. Zapowiedź takiej inwestycji padała już w połowie 2011 roku. Mołdawia używała jej także (choć bez powodzenia) jako argumentu podczas negocjowania nowego kontraktu z Gazpromem. Projekt na początku 2012 roku okrzyknięto strategicznym, a ówczesny premier Vlad Filat określił gazociąg mianem „głównego priorytetu współpracy Mołdawii i Rumunii w dziedzinie energetyki”. Jednocześnie ogłoszono, że jego budowa ukończona zostanie wraz z końcem 2012 r. Mimo woli politycznej ze strony Kiszyniowa i wyraźnego wsparcia najwyższych władz Rumunii realizacja projektu stale napotykała na rozmaite przeszkody, najczęściej natury prawnej lub finansowej. Ukończenie inwestycji w zakładanym terminie stawało się coraz mniej realne. Gdy w listopadzie 2012 roku Gazprom zgodził się na przedłużenie obowiązującego kontraktu na kolejny rok motywacja rządu w Kiszyniowie wyraźnie spadła, a wraz z nią dynamika rozmów nad planowanym interkonektorem. Miesiąc później rozpoczął się trwający pół roku kryzys polityczny, który niemal zupełnie zatrzymał przygotowania do rozpoczęcia inwestycji. Po zażegnaniu kryzysu i osiągnięciu względnej stabilizacji politycznej projekt wznowiono, ale w świetle wcześniejszych doświadczeń nie można być pewnym, że budowa intekonektora, której rozpoczęcie zapowiadane jest na 27 sierpnia zakończy się zgodnie z planem, a więc do końca bieżącego roku. Dalsze opóźnienia spowodować może np. nieplanowany wzrost kosztów całego przedsięwzięcia lub problem z finansowaniem. Obawy te nie są bezpodstawne. Mimo że jeszcze na początku sierpnia projekt wyceniany był na 19-20 milionów euro, to zaledwie kilka tygodni później, w przededniu rozpoczęcia prac, jego koszt wzrósł niespodziewanie aż o 30%. Trudno powiedzieć, czy to ostatnia taka niespodzianka.

Ile? Skąd? Komu?

Najważniejszym problemem nie są jednak możliwe opóźnienia w realizacji inwestycji.  Kluczowymi kwestiami które należy mieć na uwadze są raczej planowana wydajność gazociągu, kwestia dostawcy gazu, który będzie nim dostarczany oraz… kierunku, w którym błękitne paliwo będzie przesyłane.

Docelowo gazociąg ma umożliwiać przesyłanie rocznie ok. 1,5 mld m3 gazu, co znacznie przewyższa potrzeby Mołdawii (bez uwzględnienia Naddniestrza) zużywającej ok. 1 mld m3 rocznie. Jednak wedle słów mołdawskiego ministra gospodarki, Valeriu Lazara nowy gazociąg nie od razu osiągnie swoje pełne moce przesyłowe. Po ukończeniu połączenia Jassy-Ungheni Mołdawia będzie w stanie za jego pomocą zaspokajać zaledwie ok. 10% zapotrzebowania na błękitne paliwo. Dopiero planowana budowa stacji kompresyjnej umożliwi przesłanie gazu istniejącym obecnie gazociągiem magistralnym z Ungheni do Bielc, co umożliwi pokrycie ok. 40% zapotrzebowania Mołdawii na gaz. Do tej pory jednak nie jest jasne skąd Mołdawia weźmie 20 mln euro potrzebnych na budowę stacji. Suma ta wydaje się niewielka, ale dla Mołdawii, dla której wysiłkiem było zgromadzenie 9 mln euro potrzebnych dla budowy swojego odcinka intekonektora (ostatecznie sumę tę prawdopodobnie pokryje w dużej mierze UE oraz Rumunia) może być to poważnym wyzwaniem. Co więcej, aby gazociąg osiągnął pełną moc przesyłową, potrzeba dodatkowo jeszcze jednej poważnej inwestycji, którą jest budowa odcinka łączącego Ungheni z Kiszyniowem. Koszt budowy dodatkowej nitki szacuje się obecnie na 170 mln euro. Kto będzie finansował tę inwestycję? Póki co nie wiadomo.

Kolejnym problemem jest także źródło gazu dla nowego gazociągu. Interkonektor ma pozwolić na zaopatrywanie w gaz Mołdawii przez Rumunię, ale w obecnej chwili Bukareszt sam pokrywa ok. 20-25% zapotrzebowania dzięki importowi z Rosji. Dopiero rozpoczęcie eksploatacji złóż gazu zlokalizowanych pod Morzem Czarnym może w pełni uniezależnić Rumunię od dostaw ze Wschodu i umożliwić regularną sprzedaż surowca do Mołdawii. Wedle optymistycznych prognoz stanie się to jednak nie wcześniej niż przed końcem 2020 r. Do tego czasu Rumunia będzie mogła jedynie doraźnie wspomagać Mołdawię w razie gdyby Rosja zdecydowała się na wstrzymanie dostaw gazu (tak jak miało to miejsce w przypadku Ukrainy na przełomie lat 2008/2009). O realnej dywersyfikacji będzie można więc mówić dopiero w perspektywie kolejnych 7 lat.

Ostatecznie nie do końca jasny pozostaje też kierunek, w którym płynął będzie gaz. Mimo szumnych deklaracji o uniezależnieniu od Rosji minister Lazar zupełnie otwarcie przyznaje, że gazociąg może służyć do sprzedaży rosyjskiego gazu Rumunii. – „Jeśli rumuński gaz będzie tańszy, to będziemy go od nich kupować taniej. Jeśli to gaz z Gazpromu będzie tańszy, to gazociąg działał będzie w odwrotnym trybie.” – stwierdza minister. Może się więc okazać, ze rezultatem rozpoczynającej się właśnie inwestycji będzie stworzenie (za europejskie, mołdawskie i rumuńskie pieniądze) nowej nitki gazociągu, dzięki której będący własnością Rosji a MoldovaGaz będzie mógł dostarczać rosyjski surowiec na Zachód. Pytanie tylko, czy o taką dywersyfikację chodzi?

O Autorze: Kamil Całus, analityk ds. Mołdawii w Ośrodku Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Dziennikarz, podróżnik, absolwent poznańskiego Wschodoznawstwa i Dziennikarstwa. Doktorant w Instytucie Wschodnim Uniwersytetu im.
Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Przeczytaj również:

Szczyt w Wilnie to szansa dla państw uzależnionych od gazu z Rosji

Mołdawia: Pożegnanie z Gazpromem

Facebook Comments
  • livejournal
  • vkontakte
  • google+
  • pinterest
  • odnoklassniki
  • tumblr
Kamil Całus

Kamil Całus, analityk ds. Mołdawii w Ośrodku Studiów Wschodnich im. Marka Karpia w Warszawie. Dziennikarz, podróżnik, absolwent poznańskiego Wschodoznawstwa i Dziennikarstwa. Doktorant w Instytucie Wschodnim Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

ZOBACZ WSZYSTKIE ARTYKUŁY