Używamy ciasteczek do poprawnego wyświetlania tej strony. Jeśli nie wyrażasz zgody, zmień ustawienia przeglądarki.

Ok
Gert Roehrborn

Koniec podróży początkiem następnej. „Europa w walizce” w oczach uczestników

Z okazji wyborów parlamentarnych na Ukrainie polscy uczestnicy projektu „Europa w walizce”podsumowują swoje tegoroczne wyjazdy w zespołach polsko-niemiecko-ukraińskich do naszych wschodnich sąsiadów. W kwietniu i maju br. uczestnicy spotkali się na różnych trasach z ukraińską młodzieżą. Na spotkaniach dyskutowano o Unii Europejskiej i perspektywach dalszego rozwoju Ukrainy, ale przede wszystkim także o tym, jak żyć z oczekiwaniami, którym sprzeciwia się rzeczywistość. Odpowiadają na nasze pytania, odzwierciedlając swoimi odpowiedziami nie tylko różnorodność zewnętrznych perspektyw w postrzeganiu Ukrainy, lecz i również wewnętrzne sprzeczności, w których Ukraińcy częściowo żyją.

Na jakiej praktycznej filozofii opieraliście się podczas waszej podróży?

Malte Koppe (trasa Czerkasy i region nad Dnieprem): Zawsze staraliśmy się dostrzegać pozytywy, skupiając się nie tylko na brakach, ale przede wszystkim na istniejących atutach! W trakcie mojej podróży przez 7 ukraińskich miast widziałem, że największy kraj w Europie jest właśnie w drodze do UE. W miejscach, w których wiele osób obserwowało niedociągnięcia, ja odkrywałem ogromny potencjał. Poznałem niezwykle miłych ludzi, jednocześnie mając możliwości podzielenia się moją wiedzą oraz starannego poznania Ukrainy. Wspaniały duch zespołu był nagrodą za moje dobrowolne zaangażowanie się w ten projekt. Okazało się również, że dobrym pomysłem na rozpoczęcie każdego spotkania, jest rezygnacja z prezentacji swoich poglądów w kwestiach wysoce politycznych. Chociaż zostałem wysłany w ramach projektu jako młodszy ekspert, w żaden sposób nie jestem jednocześnie politykiem – raczej obywatelem aktywnym politycznie. Nie otrzymałem również mandatu, aby czuć i zachowywać się lepiej od ukraińskiej publiczności mówiąc im jednocześnie, co powinni robić. W przypadku, gdybym działał w ten sposób, mógłbym powiedzieć, że zawiodłem. Ale my nie różnimy się od naszych dyskusyjnych partnerów – młodych, wykształconych osób zainteresowanych możliwościami i dobrym życiem.

Co jest waszym zdaniem największym wyzwaniem udziału w tym projekcie?

Karolina Rusiłowicz (trasa w regionie wokół Odessy i Besarabii): Już w czasie pierwszej debaty okazało się, że muszę mocno zweryfikować swoje wyobrażenie o idei naszego projektu. Choć ze spotkania przygotowawczego wyniosłam głównie to, że muszę się przygotować merytorycznie, zabrać ze sobą m.in. dane statystyczne i oficjalne stroje, w rzeczywistości okazało się, że ważniejsze od tego, z jaką wiedzą przyjechaliśmy, są zdolności interpersonalne. Aby rozbudzić chęć aktywnego uczestnictwa w dyskusji naszej publiczności, potrzebne były nie tylko nagrody, które rozdawaliśmy podczas quizów, ale przede wszystkim otwartość, komunikatywność i uśmiech. Mam wrażenie, że tak organizowane spotkania sprawiały więcej frajdy nam, młodym ekspertom, ale przede wszystkim ukraińskim uczestnikom. Wątpię, abyśmy byli zdolni utrzymać ich uwagę przekazując dokładnie informacje, które, przynajmniej ja, myślałam, że mam przekazać. Jednak w toku dyskusji, gdy przyszedł czas na zadawanie pytań, raczej podnoszone były konkretne kwestie i wówczas wiedza merytoryczna na poszczególne tematy (praca, studia, wolontariat) była oczywiście niezbędna.

Jak sobie poradziliście z tą sytuacją?

Adam Gniazdowski (trasa Czerkasy i region nad Dnieprem): Muszę przyznać, że podczas każdego spotkania próbowałem wybrać do zadawania pytań osobę najbardziej rozsądną i dobrze mówiącą po angielsku, a po spotkaniu zwracałem się do niej indywidualnie, chcąc uzyskać dodatkowe informacje, porozmawiać o jej planach przyszłościowych i spróbować wzmocnić naszą ogólną ideę. Zapewniłem ich również, że mogą zwracać się do mnie, jeśli tylko potrzebują pomocy w pisaniu listów motywacyjnych dla programu studiów i tym podobnych. Postaram się utrzymywać te kontakty. Czułem się trochę źle stosując tę „selektywną” strategię, ale oczywiście nie jesteśmy w stanie zapewnić indywidualnego podejścia każdemu, więc starałem się dać go do tym, którzy wydawali się najbardziej w przyszłości wykorzystać swoje możliwości.

Jak się normalnym ludziom żyje?

Anna Mróz (trasa przy Donbasie)*: Starsze pokolenie jest zadowolone z życia – pracują, w tym rejonie nie grozi im bezrobocie, jeżdżą do Doniecka, który jest przecież „bardzo pięknym miastem”, oglądają wystawy sklepowe, cieszą oko stadionem. Żyć nie umierać. Inne nastawienie ma młode pokolenie – są sfrustrowani, monotonią, biedą, szarością, brakiem perspektyw. Widzą różnice pomiędzy życiem na Ukrainie a życiem w „Europie”. Dla nich ciągle pozostaje pytaniem otwartym, czy należą do Europy. Wahają się w odpowiedziach, nie wiedzą. Chcieliby. Chcieliby otrzymywać dobrą jakość towarów i usług za cenę, którą płacą. Marzeniem ich jest wyjazd za granicę z pominięciem ruchu wizowego, chcieliby studiować za granicą, zarabiać w euro, podróżować – przypominają się marzenia Polaków z czasów żelaznej kurtyny, jak również z lat 90. XX wieku, kiedy to wciąż byliśmy postrzegani w krajach Unii jak ludzie drugiej kategorii.

Czy to, co się u nas generalnie u Ukrainie pisze, zgadza się z waszą obserwacją?

Bartłomiej Rusin (trasa Luts’k i Rivne): Z tego co pamiętam, to co się pisało, czy też co można było obejrzeć w telewizji w czasie, gdy byliśmy w tym kraju, dotyczyło w zasadzie dwóch kwestii: nadchodzących wyborów parlamentarnych i związanej z tym sprawy uwięzienia i traktowania Julii Tymoszenko oraz oczywiście zbliżających się mistrzostw Europy w piłce nożnej, organizowanych przez nas i naszego wschodniego sąsiada. I to ta druga sprawa budziła większe zainteresowanie wśród naszych rozmówców. Odniosłem wrażenie, że część osób wiąże z całą imprezą wielkie nadzieje, przede wszystkim związane z możliwością spotkania ludzi z zagranicy i pokazania im swojego kraju. Prawdziwe okazały się także informacje o problemach związanych z organizacyjną stroną całych mistrzostw na Ukrainie, czego przykładem było chociażby totalnie rozkopane lotnisko we Lwowie. Zdecydowanie większy pesymizm panował w sprawie Julii Tymoszenko i możliwościach zmiany układu politycznego na Ukrainie. Pamiętam jeszcze z spotkania przygotowawczego w Kijowie smętny widok prawie kompletnie opuszczonego miasteczka obrońców byłej pani premier, które ożywiło się dopiero wraz ze zbliżaniem się terminu wyborów parlamentarnych i wzrostem represyjności władz w stosunku do opozycji. Także w czasie naszych spotkań dało się odczuć pewien marazm i frustrację, związaną z przekonaniem młodych ludzi, że nie uda się odsunąć rządzącej Partii Regionów od władzy. Podobny ton miały również polskie media, podkreślające niemoc i rozbicie opozycji, a także ogólne zniechęcenie społeczeństwa w związku z ogólną sytuacją na Ukrainie.

Wróćmy do waszych spotkań: co było zaskakujące i dla was, i dla waszych ukraińskich rozmówców?

Monika Różalska (trasa Luts’k i Rivne): Największe wrażenie zrobiły na mnie różnice pomiędzy różnymi grupami studentów i uczniów, z którymi mieliśmy szansę się spotkać. Niektóre grupy angażowały w działania bardzo dużo energii, były aktywne, zainteresowane, nie bały się zadawać pytań i komentować, a także świetnie mówiły po angielsku. Ale zdarzało nam się trafiać na uczelnie, na których nie było zainteresowania, studenci bali się z nami rozmawiać, nie byli zainteresowani. Zdecydowanie to nauczyciele odgrywali tutaj kluczową rolę. Ukraińcy są bardzo zainteresowani wstąpieniem Ukrainy do UE, ale miałam wrażenie, że nie do końca rozumieją ten proces. Często nie rozumieją także, dlaczego Ukraina nie może stać się członkiem UE bez wprowadzenia zasadniczych zmian do ustawodawstwa i polityki. Polskę nasi rozmówcy przedstawiali często jako kraj sukcesu, nie będąc świadomymi wielu polskich problemów. Dlatego rozmowy o tym, że w Polsce, ale także w innych krajach UE, nie wszystko jeszcze funkcjonuje w należyty sposób, były dla wielu zaskakujące.

Co się nie sprawdziło? Co warte zmian?

Justyna Szymańska (trasa w regionie wokół Odessy i Besarabii): Poruszaną już wcześniej także przez innych kwestią była formuła spotkań – kreowanie nas, uczestników programu jako „młodych ekspertów” stwarzało wystarczający dystans, by nie musieć podkreślać go dodatkowo konfrontacyjną formułą zasiadania na podium i tworzenia atmosfery specjalistycznego panelu. Taka forma w mojej opinii dobrze sprawdza się w gronie specjalistów w danym temacie, którzy przychodzą na spotkanie z rzeczywistym zamiarem prowadzenia dyskusji, natomiast młodzież, która nie do końca wiedziała na co właściwie przychodzi, taka formuła peszyła. Odnośnie seminarium przygotowawczego w Kijowie uważam też, że niepotrzebne były ciągłe odwołania do formalnego dress codu, który miał nas obowiązywać na tych spotkaniach. Mimo tego, że część z nas przywiozła ze sobą naprawdę formalne stroje, już po pierwszym spotkaniu zrezygnowaliśmy z nich na rzecz stylu bardziej smart casual, który nie pogłębiał i tak wyczuwalnego początkowo dystansu.

* To fragment reportażu „Europa w walizce” Anny Mróz, który ukazał się na Portalu Spraw Zagranicznych. Zachęcamy do lektury.

Projekt „Europa w Walizce” został zrealizowany przez Polską Fundację im. Roberta Schumana. Wyjazdy odbywały się pod patronatem medialnym portalu Eastbook.eu. Niniejszy tekst powstał podczas seminarium ewaluacyjnego projektu, które odbywało się w dniach 19-21 września br. w Warszawie. Seminarium zostało dofinansowane z środków Fundacji im. Roberta Boscha, Fundacji im. Konrada Adenauera i Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej. Więcej o projekcie można się dowiedzieć na stronie internetowej.

Facebook Comments
  • livejournal
  • vkontakte
  • google+
  • pinterest
  • odnoklassniki
  • tumblr

Pracownik Polskiej Fundacji im. Roberta Schumana.

ZOBACZ WSZYSTKIE ARTYKUŁY