Używamy ciasteczek do poprawnego wyświetlania tej strony. Jeśli nie wyrażasz zgody, zmień ustawienia przeglądarki.

Ok
Filip Rudnik

Czy demokracja może przeciwstawić się dezinformacji? Polskie doświadczenie

Przesłuchiwani w sprawie rosyjskiej ingerencji w amerykańskie wybory prawnicy Facebooka przyznali, że nawet 146 mln użytkowników serwisu mogło paść ofiarą rosyjskiej dezinformacji. A przecież „rosyjski wątek” w Stanach to tylko wierzchołek góry lodowej. Jak sytuacja wygląda w Polsce?

Platforma YouTube wyliczyła, że ponad 1000 zamieszczonych na niej video było powiązanych rosyjskimi służbami. Twitter oszacował liczbę kont wykreowanych na potrzeby kremlowskiej narracji propagandowej na blisko 37 tysięcy. Serwisy społecznościowe – zamiast stanowić transparentną platformę wymiany poglądów – szerzą globalną panikę, zniekształcają informacje i zaciemniają bezstronny ogląd sytuacji. Dzieje się tak na całej powierzchni globu, Polska nie jest wyjątkiem – Kreml posiada przecież tutaj żywotne interesy.

Warszawa na celowniku

Sama w sobie dezinformacja nie jest zjawiskiem nowym, choć teraz, dzięki dostępności mediów społecznościowych, zagrożenie zostało wyniesione na nowy pułap. W Polsce szeroko zaczęto o niej mówić dopiero po aneksji Krymu i ukraińskim Majdanie. Te wydarzenia urzeczywistniły poziom niebezpieczeństwa. Na pierwszy ogień, co zrozumiałe, poszli Ukraińcy, którzy zaczęli się bronić przed działaniem Kremla także w przestrzeni medialnej – koronny przykład stanowi projekt stopfake.org, uruchomiony przez Mohylańską Szkołę Dziennikarstwa w marcu 2014 roku. Co znamienne, serwis jest tłumaczony na 11 języków – w tym i polski.

„Zagrożenie ze strony dezinformacji rosyjskiej w Europie Środkowo-Wschodniej było dostrzegane nie od dzisiaj. Podczas prac nad raportem autorstwa stopfake w 2017 roku okazało się, że pewne mechanizmy i sposób narracji m.in. w lokalnych mediach polskich i słowackich jest wspólny. Zaczęto szukać źródła – natrafiono na portale rosyjskojęzyczne i środowiska, które dbają o interesy rosyjskie”, mówi Wojciech Pokora z polskojęzycznej redakcji stopfake.org. „Polska wersja ruszyła od czerwca i do dzisiaj mamy już blisko 300 zdemaskowanych fake’ów. Część z nich stanowią tłumaczenia, ale są wśród nich również takie, które były przeznaczone na polski rynek. Skala zagrożenia jest więc ogromna”.

Dziennikarski fact-checking – choć istotny i pomocny – nie stanowi jedynej broni w walce z propagandą i manipulacją, szczególnie w wypadku rosyjskim. „Fact-checking to narzędzie, które świetnie sprawdza się przy fake newsach – wtedy, kiedy daną informację można zweryfikować w oparciu o fakty. Stanowi to jednak niewielki wycinek całego mechanizmu dezinformacyjnego. Dezinformacja bowiem nie musi bazować na faktach – często są to interpretacje, opinie i narracje”, mówi Marta Kowalska z Centrum Analiz Propagandy i Dezinformacji.

I tu czai się haczyk – prawo do własnej opinii bezpośrednio wyraża przecież wolność słowa. Fakty można zweryfikować, ale czy w ten sam sposób można zdemaskować narrację i wskazać jej słabe punkty? Kluczowa zdaje się być tutaj sama wiedza. „Osoba, która nie posiada wiedzy na temat funkcjonowania Rosji oraz jej celów politycznych, nierzadko nie jest w stanie osadzić informacji stamtąd pochodzących w jakimś szerszym kontekście. Potrzebna jest szeroka perspektywa – czasami to jest tak, że pojawiają się pojedyncze newsy, które same w sobie mają niewielki potencjał dezinformacyjny. Mając jednak całościowy obraz poprzez obserwację przestrzeni medialnej, można zaobserwować konkretne tendencje”, opisuje ekspertka Centrum Analiz Propagandy i Dezinformacji.

Co istotne, narracje wymierzone w Polskę mogą być wykorzystywane poza naszą przestrzenią medialną – Kowalska wskazuje tutaj przykład polskiej ustawy dekomunizacyjnej: „W reakcji na nią zaangażowano instytucje Federacji Rosyjskiej, szczególnie dyplomację i jej konta w sieciach społecznościowych. Rosyjskie placówki m.in. w USA i Kanadzie publikowały informacje o tym, że Polska niewdzięcznie odrzuca interpretację wyzwolenia Polski przez Armię Czerwoną i zaprzecza prawdzie historycznej. W przypadku tej kampanii wykorzystano nawet specjalny hashtag”.

Czy starczy nam „rusofobicznej tarczy”?

Wielu komentatorów neguje zagrożenie ze strony rosyjskiej. Polacy – ze względu na zaszłości historyczne z Rosjanami i swoją proamerykańskość – są odporni na kremlowską propagandę. Piotr Pogorzelski, dziennikarz i autor raportu „Zagrożenie rosyjską dezinformacją w Polsce i formy przeciwdziałania”, wskazuje, że nie jest tak do końca. Narracja dezinformacyjna może być o wiele bardziej wysublimowana.

„Wątpię, żeby Rosjanie oczekiwali, że nagle pokochamy Putina i Armię Czerwoną”, wyjaśnia Pogorzelski, „Możliwym pozostaje podrzucenie jakiegoś tematu osobom o nastawieniu patriotycznym. To oczywiście dotyczy Ukrainy i może się kończyć tym, że antyukraińska interpretacja trafia do ludzi, którzy wcale nie podejrzewają tego, że jest to na rękę Rosji”. Wszystkie współczesne polskie bolączki – niesnaski z Ukrainą, niechęć do integracji z Unią Europejską – mogą zatem zostać z powodzeniem wykorzystane.

Trudność w odczytywaniu propagandy nie wynika jedynie z zawoalowania tematycznego, ale także jej wielowarstwowości i rozmaitości stosowanych przez nią form przekazu. Rosnąca popularność vlogerów na YouTube – często poruszających tematy polityczne – sprawia, że właśnie popularne „filmiki” mogą w niedługim czasie stać się przekaźnikiem dla konkretnych narracji. Pojawia się tutaj kolejna trudność – manipulacje w postaci tekstu można bowiem o wiele łatwiej zdemaskować niż te, które są przekazywane za pomocą internetowych filmów. Potencjalnie takim „nośnikiem” dla dezinformacji może okazać się nawet serwis służący do streamingu gier komputerowych twitch.tv – wskazuje Marta Kowalska.

Edukacja medialna przedmiotem obowiązkowym

Obecnie na poziomie niemieckiego Bundestagu toczy się dyskusja na temat ustawodawczych rozwiązań dotyczących walki z manipulacją medialną. Miałyby temu służyć specjalne wyroki sądów, które wymuszałyby na administracji konkretnego serwisu zablokowanie kont szerzących nieprawdziwe informacje. W Polsce na razie brak szerokiej debaty na ten temat – spójrzmy jednak prawdzie w oczy, czy ustawodawstwo może cokolwiek zmienić w tej sytuacji? Czy w ogóle demokrację można połączyć z jakimiś obostrzeniami i ingerencją w wolność przestrzeni cyfrowej? W przypadku skutecznego przeciwdziałania rosyjskiej dezinformacji – tak jak każdej innej – istotna jest świadomość obywatelska.

„Walkę z dezinformacją należy uzupełniać rzetelnym informowaniem o tym, co się dzieje wewnątrz Rosji, chociażby poprzez nawiązywanie kontaktów polskich dziennikarzy z niezależnymi rosyjskimi. Taka współpraca może pomóc w prostowaniu różnych manipulacji lub wyjaśniać kontekst ich pojawiania się”, mówi Katarzyna Chimiak ze stowarzyszenia „Za Wolną Rosję”, „Bez tego manipulacje są często nieczytelne”. Chimiak zaznacza, że kładzenie nacisku na skandaliczne wypowiedzi rosyjskich polityków bądź skupianie się wyłącznie na polityce Kremla tak naprawdę umacnia pozycję Rosji. Władze Federacji chcą, aby ich kraj postrzegano jako groźny, wrogi Zachodowi monolit.

Innym rozwiązaniem jest szeroko pojęta edukacja medialna, o którą postuluje coraz szerszy krąg dziennikarzy. „Informacją jest dziś wszystko – tekst, obraz, dźwięk. Należy uświadamiać społeczeństwo, szczególnie młodzież, że źródło oraz treść newsów może wpisywać się w jakiś cel pochodzący z zewnątrz”, komentuje Kowalska z Centrum Analiz Propagandy i Dezinformacji. Podobne stanowisko wyraża także Wojciech Pokora: „W naszych szkołach bardzo rzadko pojawiają się zajęcia z edukacji medialnej. Nauczmy młodych ludzi korzystania z mediów – przecież każdy dzisiaj jest ich twórcą, a w tym leży duże zagrożenie. Obecnie należy weryfikować każdą informację i jej źródło, sprawdzać kto jest wydawcą, a kto autorem. To są rzeczy podstawowe, chociaż umykają odbiorcom”.

Przede wszystkim jednak nie osłabiajmy naszego państwa. Może to się wydawać paradoksalne, ale wolność słowa i silne instytucje idą w parze z odpornością na dezinformację. Szeroki i transparentny krajobraz medialny, bez podziału na dwa wrogie sobie obozy, pozwala na weryfikację informacji niejako samoczynnie. „Zepsute państwo i społeczeństwo bez zaufania do instytucji publicznych stanowią łatwy cel dla dezinformacji. Działanie reżimu jest łatwiej prowadzić i uzasadnić, jeśli wrogiem jest słabe i chyboczące się państwo”, podsumowuje Chimiak.

Dezinformacja błyskawicznie dostosowuje się do politycznego chaosu. Wykorzystując swobodę serwisów społecznościowych, staje się nieodłącznym elementem krajobrazu medialnego, w którym prawdę od fałszu coraz trudniej rozróżnić. Po wmieszaniu się rosyjskiej administracji w amerykańskie wybory prezydenckie można ze zdumieniem obserwować, jak spolaryzowani Amerykanie pogrążają się w medialnych przepychankach, gdzie wszystkie chwyty są dozwolone.

Medialna degrengolada nie jest jednak ostatnim stadium tego, do czego może doprowadzić sukces dezinformacji, co potwierdza tragiczny przykład Mjanmy (Birmy) dzisiaj. Szerzone za pośrednictwem mediów społecznościowych fake newsy bazujące na zdezaktualizowanych zdjęciach podsycają etniczną nienawiść i zachęcają do przeprowadzenia czystki na muzułmańskiej grupie etnicznej Rohingya. Przypomnijmy, że bardzo podobny mechanizm stosuje się w wypadku fake newsów dotyczących rzezi wołyńskiej – „informacje” opatruje się ilustracjami pochodzącymi z zupełnie innych wydarzeń historycznych. Birmański przykład pokazuje, że prostackie igraszki manipulacyjne ze zdjęciami mogą stanowić zaczyn dla czegoś przerażającego. I dlatego właśnie o dezinformacji należy mówić.

Facebook Comments

***

Zadanie publiczne współfinansowane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP w ramach konkursu Dyplomacja Publiczna 2017 - komponent II Wymiar wschodni polskiej polityki zagranicznej 2017. Publikacja wyraża jedynie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Zdjęcie główne: VOA News; Domena Publiczna
  • livejournal
  • vkontakte
  • google+
  • pinterest
  • odnoklassniki
  • tumblr
Filip Rudnik
Filip Rudnik
Redaktor

Urodzony na Pomorzu, obecnie mieszkaniec Warszawy i student Studium Europy Wschodniej. Najchętniej czyta i słucha o krajach w europejskiej części byłego ZSRR.

Kontakt:

ZOBACZ WSZYSTKIE ARTYKUŁY