Rap jest na fali. O ile w Polsce słychać go prawie na każdej ulicy i w każdym samochodzie, to w Rosji jest to zjawisko o wiele szersze. W kwietniu tego roku raper Basta dał wielki koncert na moskiewskim Stadionie Olimpijskim. Wysłuchało go aż 35 tysięcy ludzi! Artysta pobił tym samym rekord wszystkich rodzimych wykonawców muzyki popularnej. W Polsce – póki co – żadnemu z raperów nie udało się wypełnić ludźmi ani jednego stadionu. Kontrast między scenami widać zresztą po obejrzeniu dowolnego teledysku topowego wykonawcy rapującego w języku Puszkina. Pieniądze, jakie wręcz wyciekają z klipów znad Wołgi, są niewspółmierne do tych, które widać w nagraniach, gdzie rymują wychowankowie polskich blokowisk. Słuchacza, który nie miał nigdy wcześniej styczności z rosyjskim rapem, mieszanka świetnej techniki i wysokobudżetowych teledysków najprawdopodobniej mocno zaskoczy. Może to być – daleko nie przymierzając – niespodziewane tryśnięcie szampana prosto w nieopierzoną twarz (patrz poniżej).
A – jak alfawit, czyli rosyjski alfabet zawierający 33 litery. To chyba jedyne, co łączy wszystkich artystów mieniących się tytułem rosyjskojęzycznego rapera. Nie ważne, jakie się ma pochodzenie – można być Gruzinem urodzonym w Rosji i zaczynającym swoją karierę w Jakucji czy rodowitym moskwianinem. Nawijając kierunek jest przecież prosty – w górę. Oczywiście, trzeba pamiętać, że startuje się – parafrazując nieco Drake’a – z samych nizin. ↓
Wspomniany L’One czyni ze swojego pochodzenia zaletę – przez nie identyfikuje się jeszcze wyraziściej: oto i ja, witajcie, rosyjski Gruzin / wielki nos, wielki profil / po dwieście koncertów rocznie / ktoś tu amator, a ktoś pro / ktoś bawi się zabawkami / alfons i szmaty, misiaki i armaty / ale prosty chłopak z Jakucka / zaczynał w Moskwie w wynajmowanej kawalerce.
Rzuca się tu w oczy szeroko pojęty, mający zresztą dość bogatą tradycję, internacjonalizm. Topowym raperem może zostać tak Kazach, jak i Rosjanin z Moskwy. Biorąc pod uwagę dzisiejszy porządek geopolityczny, może być jeszcze ciekawiej – grupa, która szturmem zdobyła serca rozmiłowanych w rapie słuchaczy, czyli Griby, pochodzi z Ukrainy. Nieistotne, że nawijają po rosyjsku – popularność zdobyli po obu stronach granic. ↓
Jeszcze innym ciekawym wydarzeniem – bo tak trzeba to nazwać – był rap-debiut popularnej wideoblogerki, Iriny Smielej. Przyodziawszy tatarskie hip-hopowe alter ego, nagrała kawałek Ałtyn – co lepsze, nawinęła go w języku swojej mniejszości! Video błyskawicznie zagościło w komputerach wielu Rosjan – sama Irina, co znamienne, ubrana była w designerskie ciuchy od Goszy Rubczinskiego.
B – Beef, czyli słowna bitwa między raperami, opierająca się na dissach i punche’ach. W Rosji te walki przybrały szeroko rozwiniętą formę rap-battle. W USA potyczki toczyły się na początku na ulicy – w rosyjskim odpowiedniku słowne bitwy zaczynały w Internecie. Dopiero potem, za sprawą wzrostu popularności, zaczęto je transmitować także w telewizji. Wyznacznikiem tego, ile znaczą rap-battles w Rosji, może być chociażby osoba, która nagradzała zwycięzcę drugiego sezonu telewizyjnej Bitwy za respekt, Romę Żigana. Aby wręczyć raperowi nagrodę, pokwapił się sam Władimir Putin.
Obecne rosyjskie platformy hip-hopowych walk w Internecie przebijają swoją oglądalnością te z ojczyzny rapu, czyli ze Stanów. Za ich pomocą wielu raperów zdobyło popularność w całej Rosji i nie tylko – jak np. dzisiejszy klasyk Noize MC. Jedną z bardziej pamiętnych bitew była marcowa walka Oxxxymirona z Johnyboy’em (2015). Opublikowana na YouTube, stanowiła pierwsze video z hip-hopową potyczką (na całym świecie!), która w 24 godziny zdobyła milion wyświetleń (teraz ma ich ponad 36 mln).
Rosyjskie battles są bezkompromisowe, toczone bez żadnego podkładu. Trup ściele się gęsto, a co lepszy punch witany jest aplauzem widowni – wszystko jest oczywiście elementem wyreżyserowanego (choć nie do końca) show. Mają też wartość poznawczą. Oglądając je, człowiek może nauczyć się kląć jak rosyjski szewc… albo właśnie raper.
C – Cennosti, czyli wartości. Częściej nawijano o nich kiedyś, teraz jest trochę inaczej – co łatwo zauważyć. Przywołajmy tutaj utwór kultowej grupy Kasta – w 2003 skład nagrał Na porjadok wysze (O wiele ważniejsze). Cały tekst stanowi monolog rapera, który przestrzega przyszłego emigranta przed wyjazdem z Rosji: przed samotnością, tęsknotą, pustką zagranicy. Refren brzmi jasno: nie zapominaj o swoich korzeniach, pamiętaj / są rzeczy o wiele ważniejsze, słyszysz?
D – jak Depresja. W rosyjskim rapie, co może dziwić, chętnie słuchane są kawałki dość mocno przygnębiające. Co lepsze, niektóre z nich są utrzymane w stylistyce przypominającej Polakom podgatunek-kometę, czyli psychorap. Nie chodzi tu bynajmniej o jakąś niszę dla przygnębionych nastolatków – taką konwencją posługują się i popularni wykonawcy. Może ona przybrać postać piosenki o dość niepokojącym i ciężkim klimacie. ↓
Najpopularniejszym wykonawcą, którego styl można z powodzeniem określić mianem psychorapu, jest pochodzący z Buriacji raper Haski. Jego dwa ostatnie albumy – Awtoportriety i Ljubimyje piesni (woobrażajemych) ljudej (Autoportrety i Ulubione piosenki [wyobrażonych] ludzi) – stanowią zbiory mocnych, ponurych piosenek. Teksty, schizofreniczne i osobiste, prezentują przy tym wysoki poziom literacki. Nie bez powodu o artyście mówi się jako o „reinkarnacji Jesienina w postaci sąsiada-dresiarza”. Dla spotęgowania efektu, Haski nawija pod niepokojące, psychodeliczne bity. On sam zresztą trafnie podsumował swoją twórczość: Moje rapy to modlitwa / tylko z brzytwą w gardle. ↓
E – efir, czyli eter. Tu w znaczeniu dla przestrzeni fal radiowych. Eterem dla rosyjskiego rapu nie jest jednak radio, a potencjał Internetu i palce słuchaczy, wystukujące na klawiaturze wiernopoddańcze hasła lub hejterskie opinie.
G – jak gopnik, czyli taki jakby dresiarz – choć nie do końca, o czym na Eastbooku już pisaliśmy. W rosyjskim rapie pojawia się nad wyraz często. I nie chodzi tu bynajmniej o potencjalnych słuchaczy, a o konwencję, jaką raperzy zwykli przyjmować w teledyskach. Swoiste mistrzostwo w tym osiągnęła grupa Griby, która z łysej glacy i ortalionu uczyniła swój styl. Jest też, oczywista, słowiański przykuc. Widać tutaj dużą dozę dystansu, ale trzeba przyznać, że ma to swój urok.
H – Hype, z angielskiego szum i podekscytowanie wywołane konkretnym wydarzeniem, utworem. Wyraz dość szybko przeszedł do potocznego słownictwa zarówno w Polsce, jak i w Rosji. Czy za sprawą rapu? Po części na pewno tak – jak z wieloma angielskimi słowami. Hip-hopowe piosenki, siłą rzeczy, są przesycone anglicyzmami, a próba ich usunięcia to walka z wiatrakami. Zawsze istnieje jednak ryzyko, że przesadzimy. ↓
K – Kajf. Tutaj język polski jest bezradny. Słownik rosyjskiego wyjaśnia znaczenie: „stan pełnego zadowolenia, przyjemności”. Czyli: euforia. Co to ma do rapu? Ano ma – jest jeszcze drugie znaczenie. Kajf to w potocznym języku euforia po zażyciu używki – nie ma znaczenia jakiej. Może być to alkohol, co zresztą zostało określone w viralowej piosence jako normalne. Innym raperom ” target=”_blank”>wystarczy trawa – oprócz tego, nic im nie jest potrzebne. Można też powrócić do pierwotnego znaczenia – białoruski raper Maks Korż wybrał „życie w kajfie”, zamiast rutyny życia. Chociaż samą piosenkę trudno nazwać rapem. ↓
L – jak lawe, czyli to, co – w wolnym tłumaczeniu – nad Wisłą nazwaliby hajsem. Kult pieniądza, tak jak w rapie na całym świecie, jest silny również nad Wołgą. Lawe w rosyjskim pojawiło się za sprawą żargonu kryminalistów – samo słowo, co ciekawe, ma etymologię cygańską.
M – Moskwa, miasto stołeczne Federacji Rosyjskiej. Obecne w literaturze, wspólnotowej pamięci i – jakby nie patrzeć – w rapie. Największe miasto Europy pojawia się w hip-hopowych piosenkach w różnej roli. Krawc, który moskiewskie powietrze określa jako “najlepsze”, podkreśla z całą mocą swój ambiwalentny stosunek do rosyjskiej stolicy: kocha ją, ale równocześnie nienawidzi. Morderczą naturę Moskwy podkreślali we wspólnym kawałku raperzy Zanuda (znany też pod pseudonimem Ptaha) i GUF. Sam tytuł – Gorod-ubijca (Miasto-morderca) – jest znaczący. Podkreśla się jego ogrom i swoistą nienaturalność, przy których człowiek czuje się niczym.
Co ciekawe, niektórzy raperzy sami czują się na tyle ogromni, aby nie być przytłoczonymi stolicą. Tak jak dzisiejszy – samozwańczy, choć nie bez powodu – król rosyjskiego rapu, Oxxxymiron. Jego rap sprawił, że każde z rosyjskich miast trzyma on pod podeszwą – nieistotne, czy jest to stolica, czy dowolnie wybrany inny punkt na mapie. ↓
N – Newschool, czyli rap pojmowany nowocześnie, z charakterystycznymi przyspieszeniami, naciskiem na technikę i rozmaitymi, cyfrowymi modulacjami (w tym z kontrowersyjnym AutoTune). Często nieistotna pozostaje tu treść – ważne, żeby “leciało na pełnej” i wszyscy tańczyli łokciami. ↓
O – Oldschool, stara szkoła. W przeciwieństwie do newschoolu, tutaj liczy się nacisk na prostotę – istota oldschoolu często zasadza się na treści, która może być przytoczona w formie obserwacji bądź storytellingu. Przykładem pierwszego może być track rapera o pseudonimie GUF, który dzieli się swoimi przemyśleniami podczas jednego z typowych dla swojego życia momentów – raper siedzi razem ze swoją babcią, która czyta rosyjski tabloid.
P – jak Putin, Władimir Władimirowicz…
Chcesz poznać kolejne litery? Wróć do nas w kolejny poniedziałek 19 czerwca!
***
Artykuł powstał w ramach projektu „Dziennikarstwo w czasach dezinformacji. Jak pisać o Polsce w Rosji i Rosji w Polsce?” dzięki wsparciu Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia przyznanemu w drodze VI Otwartego Konkursu.
W powstawaniu artykułu pomagał Ołeksandr Awramczuk.