Po sfałszowanych wyborach prezydenckich na Białorusi w 2006 r. Polska jednoznacznie opowiedziała się po stronie demokratycznej opozycji. Wsparcie otrzymał ówczesny lider opozycji Alaksandr Milinkiewicz i budowany przez niego ruch społeczny „Za Wolność”. W Warszawie zorganizowano pierwszą edycję koncertu „Solidarni z Białorusią„. Dzięki transmisjom w telewizji publicznej polscy widzowie poznali bliżej białoruską kulturę i białoruski język, w którym legenda białoruskiego rocka – zespół N.R.M – śpiewała na warszawskim Placu Zamkowym swój największy przebój „Try čarapachi” („Trzy żółwie”).
W 2007 r. powstał pierwszy kanał telewizyjny nadający wyłącznie w języku białoruskim. Belsat na Białorusi, jak i w świecie dyplomacji, zafunkcjonował jako dojrzały instrument „soft-power” stworzony w Warszawie. Białoruski kanał z prawdziwego zdarzenia, białoruskojęzyczne Radio Racyja nadające z Białegostoku oraz kolejne polskie inicjatywy zaczęły układać się w spójną strategię wsparcia dla Białorusi. U podstaw tej strategii leżały solidarność i chęć dowartościowania kultury i języka białoruskiego, o których na wskroś postsowiecki prezydent Łukaszenka wypowiadał się wielokrotnie z pogardą.
Dzięki staraniom polityków różnych opcji politycznych, działaczy organizacji pozarządowych oraz dziennikarzy, Polska zdobyła zaufanie Białorusinów. Pod koniec 2010 r. część białoruskiej opozycji i przedstawicieli mediów musiało opuścić swój kraj. Kolejna fala represji rozpętana przez prezydenta Łukaszenkę groziła im wieloletnim więzieniem. W Polsce znaleźli schronienie i wsparcie umożliwiające aktywną pracę na rzecz ojczyzny. Przez kolejne lata byli zapewniani o przywiązaniu polskiego państwa do demokracji i wolności.
Podobne tony słyszeli białoruscy studenci korzystający z polskich programów stypendialnych oraz przedstawiciele kultury przyjeżdżający do Polski na wymiany i wizyty studyjne. Dla przeciętnego Białorusina przyjeżdżającego do Polski w poszukiwaniu pracy było jasne, że Polska to część Unii Europejskiej, kolebka Solidarności, której nie po drodze z Aleksandrem Łukaszenką.
Witold ma wizję
W ostatnim czasie coś się jednak zmieniło. Oto po latach rzadko spotykanej w naszym kraju konsekwencji, którą wykazały się polskie instytucje w stosunkach z Białorusią, do porannej audycji radiowej przychodzi szef polskiej dyplomacji Witold Waszczykowski. Bez zbędnych konwenansów stwierdza, iż jeśli Białorusini nie znają języka polskiego, to niech się go nauczą. A jak się nauczą, to włączą sobie zamiast Belsatu polski serial na polskim kanale TVP Polonia i staną się Polakami. A przynajmniej tak zapewne wydaje się Ministrowi i wielu jemu podobnym z partii rządzącej.
Mityczni Polacy zamieszkujący „polskie kresy” to dla nich niezmierzone areały polskości, które należy podłączyć do polskich seriali, następnie rozdać im Kartę Polaka i chwilę poczekać. Tak, być może już w tej chwili, poruszeni wizją ministra zmierzają do Polski, witają się z celnikiem, nisko się mu kłaniając i czapkując. I gdy Zachód tonąć będzie pod napływem muzułmańskich uchodźców, Polska rozbłyśnie napędzana superpolską energią.
Pobudka Panie Ministrze. W rzeczywistości solidarność i podmiotowe traktowanie Białorusinów to droga, z której nie wolno zawrócić. Już teraz białoruskie społeczeństwo jest zrusyfikowane, a młode pokolenie dzięki ekspansywnej kulturze masowej produkowanej w Rosji czują się raczej częścią wielkiego wschodniego Imperium niż coraz bardziej niedostępnej Europy.
Polskie działania niosły Białorusinom klarowne komunikaty: jesteście częścią Europy, mamy wspólna historię, interesujemy się waszą kulturą, fascynuje nas wasz język, możemy wiele razem zdziałać. Nie można teraz tego procesu tak po prostu zakończyć i powiedzieć: „Teraz będziemy taką małą Rosją – chwalcie nas i polonizujcie się”. Szef polskiej dyplomacji narobił już przez pierwszy rok tyle gaf, że może w końcu pójdzie po rozum do głowy i zacznie się uczyć. Także języka białoruskiego. Niech zacznie od dwóch prostych słów: Жыве Беларусь!**