Używamy ciasteczek do poprawnego wyświetlania tej strony. Jeśli nie wyrażasz zgody, zmień ustawienia przeglądarki.

Ok
Hubert Gregorski

Białoruski parlament – odmłodzono, wpuszczono opozycję… i prorosyjskich radykałów. Co jeszcze warto wiedzieć?

11 września na Białorusi odbyły się wybory parlamentarne. Po raz pierwszy od 12 lat w parlamencie znaleźli się przedstawiciele opozycji. Wszystko wskazuje jednak na to, że nie przyniesie to politycznego trzęsienia ziemi w Mińsku, a sukces dwóch kandydatek nie jest sygnałem demokratyzacji czy liberalizacji tamtejszego systemu politycznego.

Wyborcza nuda

 
Kampania wyborcza przebiegała u naszych wschodnich sąsiadów niezwykle spokojnie. Było niemal nudno. Na ulicach Mińska o zbliżających się wyborach świadczyły pojedyncze plakaty wywieszone na specjalnie do tego przeznaczonych tablicach oraz nieliczne wiece wyborcze, podczas których kandydaci starali się zaprezentować swoje postulaty. Nie przyciągały one jednak większej uwagi przechodniów.

Nie powinno to dziwić – parlament nie gra znaczącej roli w białoruskim systemie politycznym, w którym główną figurą od przeszło 20 lat jest prezydent Alaksandr Łukaszenka. Nominalnie reprezentujące władzę ustawodawczą Izba Reprezentantów i Rada Republiki w zeszłym roku nie wykazały się zbytnią aktywnością, uchwalając liczbę ustaw dającą się policzyć zaledwie na palcach jednej ręki.

Plakat zachęcający do głosowania w sklepie; Autor: Hubert Gregorski

Plakat zachęcający do głosowania w sklepie; Autor: Hubert Gregorski

Punkt ciężkości bezsprzecznie spoczywa na prezydencie posiadającym prawo wydawania dekretów z mocą ustaw. Co więcej, sytuacja partii politycznych jest co najmniej mizerna – dotyczy to zarówno partii opozycyjnych jak i prorządowych. Głównymi przyczynami takiego stanu rzeczy jest wspomniana słabość parlamentu, ograniczone środki finansowe (ograniczona została niedawno możliwość finansowania z zagranicy), znikoma aktywność polityczna obywateli niechętnych zaangażowaniu w sprawy publiczne oraz większościowa ordynacja wyborcza, która preferuje lokalnych aktywistów, szczególnie tych związanych z obecnym reżimem.

Głosowanie na Białorusi; Autor: Olivia Kortas

Głosowanie na Białorusi; Autor: Olivia Kortas

Zmiana kontrolowana

 
Opozycja przystępowała do wyborów tradycyjnie podzielona i skłócona. Ciągłe, wzajemne oskarżenia o współpracę z reżimem i służbami specjalnymi, osobiste niesnaski oraz spory pokoleniowe nie pozwoliły wystawić jednego frontu kandydatów. Najdobitniej zaświadczył o tym okręg miński, w którym konkurowały ze sobą dwie opozycjonistki: Anna Konopacka i Tacciana Karatkiewicz.

Komisja wyborcza; Autor: Hubert Gregorski

Komisja wyborcza; Autor: Hubert Gregorski

Karatkiewicz jest postacią znaną na białoruskiej scenie politycznej. Zajęła ona drugie miejsce w zeszłorocznych wyborach prezydenckich, ustępując jedynie Łukaszence i uzyskując oficjalnie około 270 tys. głosów co stanowiło prawie 4,5 % wszystkich oddanych głosów. Według niezależnych obserwatorów w niektórych okręgach głosowało na nią nawet od 15% do 20 % wyborców.

Konopacka ze Zjednoczonej Partii Obywatelskiej, na co dzień przedsiębiorca, jest nową twarzą w polityce i stanowi mniejsze zagrożenie dla obecnie urzędującego prezydenta. Jak twierdzi Andrej Kazakiewicz, politolog reprezentujący Instytut Badań Politycznych „Polityczna Sfera”, właśnie dlatego reżim zdecydował się dopuścić do parlamentu ją, a nie Karatkiewicz.

W cztery lata prawdopodobnie nie zdoła ona zbudować sobie wystarczająco silnej pozycji, by móc zagrozić Łukaszence w wyborach prezydenckich w 2020 r., podczas gdy Karatkiewicz, posiadająca już wyrobioną pozycję, miałaby na to zdecydowanie większe szanse.

Ogromna liczba nieprawidłowości, szczególnie podczas procesu liczenia głosów, o których donosi m. in. białoruski Ośrodek Praw Człowieka „Viasna”, świadczy o tym, że o żadnej demokratyzacji oraz poprawie procedur nie może być mowy. Uładzimir Labkowicz, reprezentujący „Viasnę”, nazwał te wybory „maratonem falsyfikacji”.

Należy mieć świadomość tego, że wyniki wyborów nie miały wiele wspólnego z wolą narodu, a były raczej decyzją polityczną rządzących w Mińsku. Na taki stan rzeczy wskazuje też ogłoszenie sukcesu Konopackiej osobiście przez głowę Centralnej Komisji Wyborczej Lidziję Jarmoszynę jeszcze przed podaniem do wiadomości wyników wyborów z innych okręgów.

Potrzeba zmian

 
Jak w takim razie wyjaśnić dość nieoczekiwany wybór dwóch opozycyjnych kandydatek? Kazakiewicz twierdzi, że jest to odpowiedź reżimu na wynikającą z kryzysu ekonomicznego „potrzebę zmian”. Potrzeba ta, jakkolwiek odczuwana przez obywateli, nie była niemal w jakikolwiek sposób manifestowana przez społeczeństwo, za wyjątkiem wąskiej grupy aktywistów.

Rząd doskonale wyczuwa nastroje ludzi, którzy pragną działań, jakiejś odpowiedzi na obecną stagnację, sami jednak pozostając pasywnymi – argumentuje Kazakiewicz. Niewykluczone też, że Łukaszenka chce tym manewrem zyskać sobie pewną przychylność międzynarodowych organizacji zajmujących się prawami człowieka i demokracją na Białorusi oraz dać im materiał na poprawę wskaźników i ocen, co z kolei ma polepszyć wizerunek i umocnić pozycję Mińska w negocjacjach z Zachodem.

Walery Karbalewicz, pracujący dla think-tanku Stratehija, stwierdził dzień po wyborach na spotkaniu Expert Roundtable w mińskim Press Club, że wyniki wyborów świadczą o „nowym eksperymencie, nowej grze” reżimu Łukaszenki, który zdecydował się „skomplikować” rzeczywistość polityczną.

Marsz protestacyjny po ogłoszeniu wyników wyborów mija siedzibę KGB. Na banerze widnieje napis: "Za nowe wybory"; Autor: Marco Fieber

Marsz protestacyjny po ogłoszeniu wyników wyborów mija siedzibę KGB. Na banerze widnieje napis: „Za nowe wybory”; Autor: Marco Fieber

Zrezygnowano z prostego podziału na „my i oni”. Prawdopodobnie rządzący chcieli nadać nowe funkcje grającemu dotychczas marginalną rolę parlamentowi i zbudować w nim swoistą mozaikę składającą się z rozmaitych i różnorodnych części, która ma być przydatna w uprawianiu bieżącej polityki.

Wyrazem tego jest wybór drugiej z opozycjonistek – Eleny Anisim, która nie była politykiem, lecz wiceprzewodniczącą pozarządowego Towarzystwa Języka Białoruskiego. Paradoksalnie może okazać się ona przydatna reżimowi zainteresowanemu, szczególnie po aneksji Krymu, budowaniem silniejszej białoruskiej tożsamości, odrębnej od rosyjskiej, opartej na własnym języku i kulturze. Z drugiej strony w parlamencie znalazł się osobliwy ruch – Biała Ruś – z Nikołajem Ułachowiczem, reprezentującym Białoruską Partię Patriotyczną, wyrażającym otwarcie prorosyjskie poglądy.

Karbalewicz twierdzi, że mogą się oni okazać pożyteczni w przypadku kolejnego, ewentualnego zwrotu Łukaszenki w kierunku Rosji. Ekspert ostrzega, że jest to swoista „gra z ogniem”, gdyż nie można wykluczyć, że jeśli Kreml zdecyduje się na interwencję militarną w Białorusi, Ułachowicz będzie pierwszym, na wzór Siergieja Aksjonowa na Krymie, witającym rosyjskie czołgi i propagującym koncepcję ruskiego miru.

Z kolei wyrażająca raczej prorynkowe poglądy ekonomiczne Konopacka może okazać się sojuszniczką nastawionych bardziej proliberalnie zwolenników obecnego reżimu, którzy razem będą równoważyć wpływy obecnych stosunkowo licznie w nowym parlamencie komunistów.

Gra do jednej bramki?

 
Nie tylko jako ciekawostkę można przytoczyć fakt, że parlament został znacząco odmłodzony i odmieniony. Procent deputatów w przedziale wiekowym od 50 do 60 lat, dotychczas dominujący, spadł z około 60% do 45%. Odsetek czterdziestolatków odpowiednio wzrósł o 15 punktów procentowych. Co więcej, jedynie 28 deputatów poprzedniej kadencji znalazło się w obecnym parlamencie.

Jest to kolejny dowód na dążenie władz do nadania organowi władzy ustawodawczej nowego znaczenia. Ludzie przed pięćdziesiątką nie myślą jeszcze o zakończeniu działalności publicznej, więc z pewnością będą chcieli wykorzystać obecność w parlamencie jako odskocznię do dalszego rozwoju kariery, przez co można oczekiwać większej aktywności parlamentarzystów, choćby czysto werbalnej.

Należy mieć jednak na uwadze, że realnej siły członkowie parlamentu mieć nie będą. Ze względu na słabość partii politycznych oraz fakt, że wciąż znaczna większość to tzw. deputaci niezależni możemy oczekiwać, że parlament będzie zaledwie zgromadzeniem pojedynczych  mówców, a nie opcji politycznych, którym w razie potrzeby przykładana będzie do ust tuba propagandowa.

Zatem zarówno ci prorządowi jak i opozycyjni parlamentarzyści oraz popierający ich aktywiści będą zmuszeni w pewnym stopniu podjąć współpracę z reżimem w celu forsowania swoich pomysłów. W przeciwnym razie spędzą tę kadencję po cichu i niezauważeni, nie wykorzystując okazji na podjęcie gry w ramach białoruskiego systemu.

Milicjant wśród protestujących; Autor: Marco Fieber

Milicjant wśród protestujących; Autor: Marco Fieber

*

Artykuł powstał jako podsumowanie projektu dziennikarskiego Belarus Votes 2016.

Facebook Comments
Zdjęcie główne: Plakat zachęcający do głosowania w sklepie; Autor: Hubert Gregorski
  • livejournal
  • vkontakte
  • google+
  • pinterest
  • odnoklassniki
  • tumblr

Student piątego roku Między-obszarowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych i Społecznych w ramach których studiował prawo jako kierunek dyplomowy oraz rusycystykę i stosunki międzynarodowe, a obecnie iranistykę. Zainteresowania naukowe obejmują prawo konstytucyjne oraz stosunki międzynarodowe państw obszaru post-sowieckiego i Bliskiego Wschodu. Uwielbia podróże i naukę języków obcych.

Kontakt:

ZOBACZ WSZYSTKIE ARTYKUŁY