Dlaczego Polska?
Decyzja o przyjeździe do Polski? Bardzo spontaniczna. – Byliśmy u znajomych w Warszawie i poszliśmy do Łazienek, siedzieliśmy na ławce jedząc wegańskie burgery, wokół biegały wiewiórki, a niedaleko nas stał toi toi, czystszy niż u mnie w domu – żartuje Julia. – Nagle poczułam, że chcę tu żyć. Poza tym jest tu bardzo dużo knajp wegańskich – dodaje.
Mąż Julii, który w Kijowie miał dobrą pracę, rodzinę i przyjaciół nie chciał za bardzo opuszczać rodzinnych stron. Julia jednak uparła się, jak sama przyznaje, i postawiła męża przed faktem dokonanym.
Wizę do Polski otrzymała dzięki Karcie Polaka. Przyjechał z nią także mąż i dwuletnia Mira. Już na tym etapie pojawiły się pierwsze problemy. – Pomimo, że mój mąż i ja posiadamy Kartę Polaka, największy problem był z małą Mirą. Staraliśmy się o wizę dla niej przez dwa miesiące. Skończyło się tak, że nasz znajomy pomógł nam napisać list z prośbą do samego konsula, co ostatecznie zadecydowało o pozytywnym rozpatrzeniu sprawy.
Julia na swoim vlogu pół żartem twierdzi, że jej desperacja osiągnęła w pewnym momencie taki poziom, że szukała odpowiedniej torby, w której mogłaby nielegalnie przewieźć dziecko przez granicę. Pierwsze trudności zostały pokonane, ale to był dopiero początek.
W poszukiwaniu mieszkania
Na znalezienie mieszkania w Warszawie przeznaczyli wstępnie trzy dni. W praktyce po dziesięciu dniach wrócili do Kijowa niczego nie znajdując, pomimo że codziennie oglądali po kilka, nawet kilkanaście mieszkań. Osiem osób odmówiło im wynajęcia, bo „Ukraińcom nie wynajmują”.
W końcu znaleźli duże i ładne mieszkanie. Dodatkowo właściciel obniżył im czynsz „do momentu, gdy staną na nogi”. Okazało się, że wynajmujący jest jednym z najbogatszych Polaków. Tutaj Julia obserwuje pierwszą znaczącą różnicę w mentalności pomiędzy Polską a Ukrainą. – Uderzyło mnie to, że w Polsce, w przeciwieństwie do Ukrainy, im człowiek bogatszy, tym skromniejszy i bardziej pomocny. U nas jest zazwyczaj odwrotnie – zauważa.
Julia przyznaje, że przeprowadzka do Polski była możliwa dzięki pieniądzom zaoszczędzonym jeszcze w Kijowie. Jako projektantka bielizny zarabiała bardzo dobrze, nawet jak na warunki europejskie, więc mogła pozwolić sobie na oszczędności i w efekcie – spontaniczną emigrację.
Na swoim vlogu radzi wszystkim, którzy chcieliby podążyć jej śladem by zawsze oszczędzać i liczyć pieniądze. – Nie warto kierować się artykułami i zasłyszanymi historiami. Należy samemu przyjechać, pójść do sklepu, policzyć ile co kosztuje, na ile starczy oszczędności, porozmawiać z tymi, którzy już tu żyją i zorganizować się tak, by zawsze móc wrócić – przekonuje Julia.
Vlog Julii Gindiuk na Youtube:
Dotrzeć do polskiego klienta
Julia nie ma takich problemów z pracą, jakich przeważnie doświadczają imigranci w Warszawie. Już w Kijowie świetnie prosperowała jako projektantka bielizny pod marką „diAble” i nadal chce prowadzić swój biznes. Jej obecnym celem jest wejście na polski rynek i dotarcie do Polek ze swoim produktem. Głównym problemem jest nie tyle silniejsza konkurencja, co specyfika potencjalnych klientów. Ukrainki lub Rosjanki są w stanie wydać ostatnie pieniądze na kosmetyki czy ubrania, natomiast Polki bardziej rozważnie dokonują zakupów.
Problemy ze znalezieniem pracy dotykają za to jej męża, Wowę, który w Kijowie radził sobie bardzo dobrze jako profesjonalny kamerzysta. W Warszawie od września ubiegłego roku bezskutecznie szuka pracy. Branża audiowizualna wydaje mu się bardzo zamknięta. Prawdopodobnie trzeba mieć znajomości, żeby móc się„zahaczyć”. A Wowa chce pracować w zawodzie.
Julia nie mówi jeszcze po polsku, ale podkreśla, że jest to dla niej bardzo ważne. Niedługo zapisze się na kurs. Na razie skupia się na rozwijaniu biznesu i zarabianiu pieniędzy, jako że utrzymuje całą rodzinę. Jej mąż uczy się polskiego i całkiem dobrze sobie radzi. Oboje nie wyobrażają sobie mieszkać w obcym kraju i nie mówić w jego języku.
A co na minus?
Pytam Julię, co jej się nie podoba w Polsce. Długo się zastanawia i nie może nic wymyślić. Jeszcze nie udzielił jej się klimat polskiego malkontenctwa, myślę sobie. Jak to, wszystko Ci się podoba? Przecież musi być coś. Julia zastanawia się jeszcze chwilę. W końcu opowiada mi o pewnej polskiej celebrytce, dla której montowała materiał video, która oskarżyła ją o przenoszenie chorób zakaźnych „miłosnego pochodzenia”, jako że Julia miała popękane wargi.
– Tak poza tym, to może jeszcze służba zdrowia – dodaje i opowiada o sytuacji, gdy przesunął jej się implant (nie ukrywa, że powiększyła sobie biust – przyp. red.). Poszła wtedy do prywatnej kliniki, gdzie kazali jej czekać 6 dni, na co oczywiście nie mogła przystać. Co ciekawe, w ramach zabiegu na NFZ przewidywany czas oczekiwania to dwa dni krócej. Ostatecznie zabieg zrobiła w przychodni publicznej, ale odpłatnie.
Problemem jest również znalezienie przedszkola dla dziecka. Pocieszam ją, choć żadna to pociecha, że polskie rodziny powszechnie zmagają się dokładnie z tym samym problemem. Miejsce w przedszkolu czy żłobku to nie taka prosta sprawa. Julia dziwi się, bo słyszała jednocześnie o programie 500 plus, który wprowadzono w celu poprawienia dzietności wśród Polek. Polityka demograficzna wydaje jej się dosyć niespójna. Bo jeśli dzieci będzie więcej, to problem braku miejsc w przedszkolach tylko się pogłębi, jeśli państwo nie podejmie w tym względzie odpowiednich kroków.
Julia jednak jest dobrej myśli. Wierzy, że jej dziecku będzie dane pójść do polskiego przedszkola i wychowa się w bezpiecznym i przyjaznym środowisku. I tak zmagając się z polską codziennością Julia wyrasta na inspirację nie tylko dla Ukraińców chcących wyemigrować do Polski, ale również dla nas, Polaków. Przecież tak często nie doceniamy tego co mamy.