Prezydent Rosji Władimir Putin osiągnął ostatnimi czasy pewne sukcesy we wzmacnianiu pozycji Moskwy na Bliskim Wschodzie poprzez wspieranie reżimu Assada w Syrii. Niemniej jednak nie są one aż tak istotne jak rosnące problemy Moskwy z „bliską zagranicą”, bezpośredni zachodni sąsiedzi.
Rozgrywając po raz kolejny klasyczną konfrontację „Wschód-Zachód”, charakterystyczną dla czasów zimnej wojny (tym razem jednak Stany Zjednoczone są wyraźnie na uboczu), Rosja zastosowała groźby – gospodarcze i w zakresie bezpieczeństwa, w celu przyciągnięcia krajów postkomunistycznych do Euroazjatyckiej Unii Celnej, a także zablokowania Partnerstwa Wschodniego, będącego inicjatywą UE i mającej na celu reformowanie i ewentualną integrację Armenii, Azerbejdżanu, Białorusi, Gruzji, Mołdawii i Ukrainy ze strukturami UE. Presja Rosji tym bardziej wzrasta, im bardziej zbliża się listopadowy Szczyt PW w Wilnie, gdzie kilka krajów może podpisać umowy o stowarzyszeniu lub wolnym handlu z UE.
Do tej pory tylko Armenia uległa presji Rosji, zgadzając się na wstąpienie do Unii Celnej po tym, jak Moskwa, która gwarantuje bezpieczeństwo Armenii wobec sąsiedniego Azerbejdżanu, podpisała umowę na dostarczenie sprzętu wojskowego Azerbejdżanowi o wartości 4 miliardów dolarów.
Pozostałe próby zastraszania nie dały żadnych wyników. Rosja nałożyła embargo na mołdawskie wino, zagroziła Mołdawii odcięciem dostawy gazu i przestrzegła, że ludność okupowanej przez Rosję separatystycznej enklawy Naddniestrze będzie się sprzeciwiała każdej umowie z UE. Ale Mołdawia nadal zamierza parafować umowę o wolnym handlu z Unią Europejską w Wilnie, a na groźbę bojkotu energetycznego ze strony Rosji zareagowała szybkim podpisaniem umowy z Rumunią w sprawie budowy gazociągu łączącego oba kraje.
Gruzja – od wielu lat cel bojkotów i gróźb w zakresie bezpieczeństwa ze strony Rosji – jest obecnie rządzona przez premiera Bidzinę Iwaniszwilego, który, jeśli wierzyć pogłoskom, jest dużo bardziej lojalny wobec Rosji niż ustępujący prezydent Micheil Saakaszwili. Tym niemniej Gruzja również zamierza parafować porozumienie o wolnym handlu w Wilnie, dając w ten sposób do zrozumienia, że integracja europejska jest aspiracją całego kraju, a nie wyborem jakiejś konkretnej partii.
Ukraina byłaby największym trofeum, i tu straszenie Rosji było szczególnie nieskuteczne. Oprócz typowych gróźb gospodarczych i sankcji handlowych, w tym zakazu importu ukraińskiej czekolady, Putin obraził Ukraińców podczas wizyty państwowej w lipcu, oświadczając, że oni i Rosjanie byli „jednym narodem” i że Ukraińcy rozkwitali w czasach ZSRR – całkowicie ignorując głód na początku lat 1930., który Ukraińcy nazywają Hołodomorem, tj. „eksterminacją przez głód”.
W swoim przemówieniu na Święto Niepodległości pod koniec sierpnia ukraiński prezydent Ukrainy, Wiktor Janukowycz, nazwał stowarzyszenie z Unią Europejską ważnym impulsem dla tworzenia nowoczesnego państwa europejskiego. W krótkim terminie parlament Ukrainy przeprowadził szereg reform, wymaganych przez UE i związanych z takimi kwestiami, jak korupcja, podatki i więzienia. Również córka Julii Tymoszenko, byłej premier, która przebywa obecnie w areszcie i na uwolnieniu której nalega UE, wyraziła nadzieję, że jej matka wkrótce wyjdzie na wolność.
Rosyjskojęzyczna internetowa Gazeta.ru ostatnio ogłosiła: – Szantaż to najgorsza z możliwych form zachęcających do współpracy ekonomicznej. Jednak problem Rosji jest nie tylko natury taktycznej. Jej sąsiedzi wolą względny dynamizm Europy – ze jej wszystkimi problemami z zadłużeniem i niepewnym wzrostem – od rosyjskiej gospodarki w stanie stagnacji. Nie interesuje ich gwałtowne podniesienie taryf, wymagane przy przystąpieniu to protekcjonistycznej euroazjatyckiej Unii Celnej.
Rozgrywające się w Europie wydarzenia przyciągnęły niewielką uwagę tak amerykańskich mediów, jak i administracji prezydenta Obamy, która zajęta jest Bliskim Wschodem oraz przeorientowaniem na Azję. Jednak możliwości pozostają znaczne, a Waszyngton mógłby pomóc w znaczący sposób.
Stany Zjednoczone powinny zaangażować się na poziomie rządów oraz społeczeństwa obywatelskiego Ukrainy, Gruzji i Mołdawii po to, aby proces wprowadzania refom promował nie tylko polepszenie handlu i rozwój, ale i uczynił rządy mniej skorumpowanymi i w większym stopniu odpowiadającymi przed swoimi społeczeństwami. Umowa stowarzyszeniowa z Unią Europejską nie powinna być celem samym w sobie, lecz punktem wyjścia dla głębszych reform i stworzenia autentycznej demokracji.
Demokracja rosyjska także może skorzystać na tym procesie. Wybór Europy przez Ukrainę przyśpieszy schyłek ideologii rosyjskiego imperializmu, reprezentowanego przez prezydenta Putina. Widać oznaki rodzącego się nowego rosyjskiego ruchu narodowego: silna obecność opozycyjnego lidera Aleksandra Nawalnego w czasie ostatnich wyborów na mera [Moskwy – przyp.red.] oraz sondaże pokazujące coraz większą opozycję na rosyjskiej prowincji, tradycyjnie wspierającej obecnego prezydenta. Ten ruch nie przejmuje się przywróceniem imperialnej świetności Rosji ale walką z korupcją oraz uporaniem się z poważnymi problemami społecznymi i ekonomicznymi dotykającymi rosyjskich obywateli.
Rosjanie także stają przed wyborem, a Putin może się znaleźć na przegranej pozycji nie tylko w „bliskiej zagranicy”, ale i wewnątrz samej Rosji.
__________________________________
Artykuł został oryginalnie opublikowany na The Washington Post.
Carl Gershman jest prezesem National Endowment for Democracy (NED), prywatnej, wspieranej przez Kongres Stanów Zjednoczonych instytucji grantodawczej, której misją jest wzmacnianie demokracji na świecie poprzez finansowanie działalności lokalnych organizacji pozarządowych.
Tłumaczenie: ASB