Poniedziałek 1 października, Tbilisi, parę minut po dwudziestej. Mężczyzna z megafonem nawołuje do wyjścia na ulice. Chwilę później miasto budzi się po wyborczym wyczekiwaniu. Więcej, Tbilisi oszalało, dźwięk klaksonów można było słyszeć do późnych godzin nocnych.
Wbrew zapowiedziom nie było blokad dróg, ani w poniedziałek, ani dzień później. Była za to spontaniczna radość, bo opozycja wygrała w uczciwych wyborach. Richard (również wolontariusz w ramach EVS) wybrał się w poniedziałek na urodziny do koleżanki, w połowie imprezy wpadli Gruzini i zapytali czemu siedzą w domu, skoro prawdziwe święto jest na placu Wolności (to miejsce to świadek najważniejszych wydarzeń politycznych w Gruzji). – Byłem tam, na placu Wolności poczułem prawdziwą wolność! Energię! Ludzie machali flagami, trąbili, widziałem stłuczkę, właściciel poszkodowanego samochodu powiedział, że nic się nie stało, teraz jest czas na świętowanie! – zdradził mi Davit, nasz koordynator. Zapytałam jego oraz innych napotkanych Gruzinów o powyborcze odczucia i oczekiwania.
Davit: Teraz, już się nie boimy. Do tej pory nawet w rozmowach prywatnych nie poruszaliśmy kwestii politycznych. Ludzie trafiali do więzienia, za to że narazili się władzy. Teraz będzie inaczej.
Magdalena Swoboda: Powiedziałeś, że poczułeś prawdziwą energię, w języku angielskim słowo emotion, można potraktować jak energie w ruchu (e-motion). Energię już mamy, a gdzie działanie?
D.: Właśnie, ludzie są energią, działanie należy do nowej władzy, ale tym razem chcemy patrzeć jej na ręce, krytykować jeśli będzie trzeba. Należy podkreślić, że zyskaliśmy nie tylko wolność polityczną, ale i ekonomiczną. Za Saakaszwilego ludzie bali się inwestować, bali się pokazywać, że mają pieniądze.
M. S.: Czy jesteś zaskoczony wynikiem wyborów?
D.: Absolutnie! Oczekiwałem nawet 65% dla partii Iwaniszwilego.
M.S.: Tyle się słyszało obaw, że wybory nie będą uczciwe. Tymczasem sam Saakaszwili zapraszał zagranicznych obserwatorów, by nie było żadnych wątpliwości co do przebiegu głosowania, a w wystąpieniu telewizyjnym zobowiązał się do pokojowego oddania władzy.
D.: Saakaszwili zachowuje się jak ryba bez wody. Zaproszenie obserwatorów to była strategia wyborcza. Do końca wierzył, że może wygrać.
M.S.: Zwróćmy się ku polityce zagranicznej, jak będą teraz wyglądały relacje z Rosją?
D.: Iwaniszwili w pierwszej kolejności stawia na relacje z NATO i Unią Europejską. W relacjach z Rosją oczekuję korzystnego obrotu sytuacji. Iwaniszwili chce, by konflikt był rozwiązany na drodze pokojowej. Nie ma zamiaru oddać Abchazji i Południowej Osetii Rosji. Chodzi o inną drogę, niż drogę przemocy. Rosja jest zbyt silnym krajem by iść z nią na otwartą wojnę i zbyt ważnym, by traktować ją jako wróg.
M.S.: W zapowiedziach przedwyborczych Iwaniszwili mówił, że ma zamiar zostać w polityce jedynie przez dwa lata? Skąd taki pomysł?
D.: Iwaniszwili chce zbudować system, który sam będzie się napędzał, a nie jak do tej pory był odgórnie sterowany przez jedną rękę. Trzeba przeciąć ten sznur! Być może potrwa to dłużej niż dwa lata.
Mój następny rozmówca, Giorgi (imię zmienione), jeszcze parę lat temu pracował po drugiej stronie barykady, w sztabie Saakaszwilego.
M.S.: Jakie są Twoje pierwsze wrażenia po wyborach?
Giorgi: Zdecydowanie były to najbardziej demokratyczny wybory w historii Gruzji, ale w dalszym ciągu sporo musimy pracować nad tą demokracją.
M.S.: W czym problem?
G.: W tym, że w Gruzji każdy chce być prezydentem. Koalicja, która wygrała wybory to zlepek różnych partii politycznych, jedna polega na drugiej. Błędne koło.
M.S.: Demokratyczne wybory, nowa Gruzja?
G.: Trzeba powiedzieć, że Gruzja za sprawą Saakaszwilego bardzo się zmieniła. Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych na ulicach nie było światła, w domach wody, ludzie żebrali i głodowali.
M.S.: Skoro jest dobrze, to po co to zmieniać? Czy lepsze nie będzie wrogiem dobrego?
G.: Nadszedł czas na nowych ludzi. Saakaszwili stał się zbyt pewny siebie. On i jego partia zawłaszczyli sobie całą władzę. Pozostali kwestia niespełnionych obietnic. Chociażby uchodźcy z Abchazji, żyją w złych warunkach, chociaż są pieniądze na zmianę z Unii Europejskiej. Przyszedł czas na nowe pomysły, nie może być tak, że przy władzy jest cały czas jeden człowiek, to przypomina mi czasy sowieckie.
M.S.: Właśnie, co z relacjami z północnym sąsiadem?
G.: Staramy się uciec z rosyjskich ramion. Rosja chce podzielić nasz kraj, odłączając poszczególne terytoria, tak jak zrobiła to z Abchazją i Południową Osetią. Wojna to jednak nasza wina, nie można iść na wojnę z wysoko podniesioną głową, gdy wróg jest tak silny.
M.S.: Da się w takim razie uciec?
G.: Prawdę mówiąc nie wiem co teraz będzie. Przed Gruzją dwie drogi: nowych, dobrych pomysłów z rozwagą realizowanych albo… powrót do Związku Radzieckiego.
M.S.: Związku Radzieckiego?!
G.: Tak, polityka ugodowa wobec Rosji, przypomina mi również te czasy. To jest ryzyko. Wiesz, ci sami ludzie co byli pod parlamentem podczas Rewolucji Róż w 2003 r. cieszyli się w poniedziałek z przegranej Saakaszwilego. Ludzie chcą ciągłych zmian.
We wtorek, wracając z Gori do Tbilisi taksówkarz mijając rozpędzony samochód z niebieską flagą Gruzińskiego Marzenia donośnie zatrąbił. Iwaniszwili jest dużo lepszy, Saakaszwili był zbyt agresywny, wierzę w to, że przyczynił się do śmierci Zuraba Żwani [premier Gruzji, zamordowany w 2005 r.] – zdradził.
Zastanawia parę spraw. Niewątpliwie należy pogratulować Gruzinom uczciwych wyborów. Fala protestów i demonstracji, które się przez nią przetoczyła jest przykładem obywatelskiej aktywności. Zapowiadanych blokad drogowych nie było, policja nie wyszła na ulice. Napędzany sztucznie strach był, jak się okazało, bezzasadny. Komu na tym zależało? I skoro moi rozmówcy tak zapewniają o wolności słowa i myśli, która zapanowała dlaczego nie chcą ujawnić w wywiadzie swoich prawdziwych imion, albo mają wobec temu opory?
Spacerując aleją Rustawelego, poszłam na wystawę „Gruzja w latach sowieckich” w Muzeum Narodowym (jakże było to dziwne doświadczenie mając w pamięci widziane dzień wcześniej muzeum Stalina w Gori, w którym czas się zatrzymał w latach pięćdziesiątych). Zaraz przy wejściu na wystawę są wyświetlane krótkie migawki z czasów wojny z Rosją w 2008 r. Pośród falującego tłumu stoją: Lecz Kaczyński, Wiktor Juszczenko i Michael Saakaszwili. Kaczyński nie żyje, Juszczenko jest politycznym bankrutem na Ukrainie, Saakaszwili właśnie przegrał wybory. Pytanie, kto na tym wszystkim zyskuje?
Comments are closed.