Używamy ciasteczek do poprawnego wyświetlania tej strony. Jeśli nie wyrażasz zgody, zmień ustawienia przeglądarki.

Ok
Annabelle Chapman

Więcej niż wsparcie: polski wkład w relacje UE-Ukraina

Polska prezydencja w Radzie Unii Europejskiej zbliża się ku swemu końcowi, a na ustach wszystkich króluje Ukraina. Niestety, nie z takich powodów, jakich byśmy sobie życzyli. Aresztowanie Julii Tymoszenko sprawiło, że przyszłość stosunków na linii Bruksela – Kijów to temat delikatny. W tych warunkach szczególnie ważne jest aktywizowanie Ukrainy w przestrzeni nie zdominowanej przez jej polityczne elity. I właśnie w tej sferze polski wkład – wkład kraju będącego czołowym adwokatem Ukrainy w Unii – byłby wyjątkowo cenny.

Premier Donald Tusk z prezydentem Wiktorem Janukowyczem na Szczycie Partnerstwa Wschodniego 29.09.2011, autor: Grzegorz Roginski, źródło: flickr.com

Ostatnie parę miesięcy na Ukrainie, zdominowanych aresztem i procesem Julii Tymoszenko, było przyczyną znacznego bólu głowy Unii Europejskiej. Jeszcze wiosną tego roku relacje pomiędzy Brukselą i Kijowem wyglądały stosunkowo poprawnie, z perspektywą ukraińsko-unijnego szczytu 19 grudnia w tle. Jednak sprawa Tymoszenko spowodowała kryzys i przesuwanie faktycznej daty oficjalnego spotkania. Negocjacje dotyczące umowy o pogłębionej i kompleksowej strefie wolnego handluzostały szczęśliwie zamknięte w ubiegłym miesiącu, natomiast przyszłość umowy stowarzyszeniowej jest wciąż niepewna. Unia pozostaje podzielona w kwestii, jaka powinna być wspólna odpowiedź w tej sytuacji.

Symboliczna prezydencja

Ten stan rzeczy stawia przed Polską, czołowym adwokatem Ukrainy na arenie europejskiej, ważne pytania. Od 2004 roku i momentu przystąpienia do struktur unijnych Polska, polegając na swym bogatym dorobku politycznym dotyczącym wschodnich sąsiadów, dąży do zwiększenia zaangażowania Unii w jej wschodnim sąsiedztwie. Te działania przyniosły wymierne rezultaty. Na szczególna uwagę zasługuje Partnerstwo Wschodnie (PW) – wspólna inicjatywa polsko-szwedzka z 2009 roku. W roku 2011, w czasie pierwszej polskiej prezydencji w Radzie UE, wschodnie sąsiedztwo otrzymało poczesne, symboliczne miejsce. Pomimo zdominowania agendy prezydenckiej, ze względów praktycznych, przez rozwijający się kryzys strefy Euro, wydarzenia takie jak Szczyt Partnerstwa Wschodniego okazały się sukcesem. Podsumowując, wkład Polski w postaci jej własnych bilateralnych relacji z poszczególnymi wschodnimi sąsiadami oraz programu PW do unijnej puli przyczynił się do rozbudowy wieloaspektowego podejścia do wschodniego sąsiedztwa UE.

Wbrew niektórym zarzutom Polska pozostała lojalna wobec swych wschodnich sąsiadów. Utrzymanie ciągłość relacji, mających na celu wspieranie tych krajów na drodze ku demokratyzacji i eurointegracji, charakteryzuje jej politykę od wczesnych lat dziewięćdziesiątych. Polityka wschodnia Radka Sikorskiego, polskiego ministra spraw zagranicznych od 2007 roku, także zmierza w tym kierunku, aczkolwiek preferowane są bardziej pragmatyczne metody (łącznie z bardziej otwartą współpracą z Rosją). Odżyła zarazem debata o długiej historii, w której zestawiane są dwa podejścia Polski wobec wschodnich sąsiadów: „romantyczne” oraz skierowane na realizację własnych merkantylnych interesów. Jednak żadna polemika nie narusza konsensusu panującego wśród krajowych elit politycznych od 1990 roku, a dotyczącego Ukrainy, pozostającej istotnym „strategicznym partnerem” Polski.

Pomarańczowa Rewolucja, autor: maidan.org.ua, źródło: wikimedia.org

Pomarańczowa Rewolucja, autor: maidan.org.ua, źródło: wikimedia.org

Wschodnie dylematy polityczne

Obecnie wyraźnie przypomina się nam o „okropnej rozbieżności” między polską a ukraińską trajektorią od czasu upadku komunizmu we Wschodniej Europie. Polska w znaczącym stopniu oparła się kryzysowi finansowemu, cieszy się obecnie stabilnością polityczną i właśnie zamyka swą udaną unijną prezydencję, która bez wątpienia wzmocniła jej pozycję w ramach UE. Natomiast na Ukrainie prezydentura Wiktora Janukowicza, trwająca od 2010 roku, stała się synonimem osłabienia demokracji, czego wyraźnym sygnałem jest proces Tymoszenko. Nadzieje wiązane, nie tylko w Polsce, z Pomarańczową Rewolucją w zimie na przełomie 2004 i 2005 z dzisiejszej perspektywy jawią się jako próżne, powodowane naiwnością. Zemstą losu kijowski urząd miasta zakazał w tym roku upamiętnienia siódmej rocznicy Pomarańczowej Rewolucji, zaplanowanej na grudzień na Placu Niepodległości ukraińskiej stolicy.

Polska i Unia Europejska stoją przed dylematem. Sprawa Tymoszenko wymaga zdecydowanej odpowiedzi, jednak to władza powinna być jej adresatem, a nie ukraińskie społeczeństwo. W praktyce problem z Ukrainą zaczyna przypominać ten, który Unia ma z reżimem Łukaszenki na Białorusi. Promowaniu demokracji wydaja się nie sprzyjać ani polityczna izolacja, ani niefrasobliwe poparcie. Nikt nie chce „drugiej Białorusi” w sąsiedztwie, dlatego reakcja na proce Tymoszenko jest faktycznym testem wiarygodności Unii w kwestii stosunków międzynarodowych. Wbrew swym zapewnieniom dotyczącym wspierania demokracji oraz roli odegranej w ramach Arabskiej Wiosny, Unia Europejska okazuje zawstydzającą wręcz słabość oraz wydaje się hołdować podwójnym standardom. Jakakolwiek doraźna decyzja zostanie podjęta w sprawie szczytu Ukraina – UE, to dylemat pozostanie nierozwiązany jeszcze długi czas.

Problemem nie jest obawa przed „porzuceniem” Ukrainy przez Polskę. Ponowne zwycięstwo Platformy Obywatelskiej w październiku 2011, w tym Sikorski pozostający zwierzchnikiem polskiego MSZ, oznaczają, że kontynuacja dotychczasowej polityki wschodniej jest pewna. Źródłem wątpliwości jest zwiększający się paraliż w sferze dyplomatycznej na wysokim szczeblu ukraińskich władz. Zarówno polityka zewnętrzna jak i wewnętrzna Ukrainy hamuje dialog z UE, aczkolwiek i ze strony Unii i jej członków, uznających odmienne priorytety polityczne, pojawiają się przeszkody. Także w przypadku polskiej prezydencji przyda się duża doza realizmu, wbrew nadziejom części optymistów: w żadnym razie nie zostało zagwarantowane, że w jej ramach zostanie złożona Ukrainie obietnica partnerstwa w UE. Ograniczenia na dyplomatycznym wysokim szczeblu oznaczają, że w polu zainteresowania powinna znaleźć się inna przestrzeń działań: ukraińskie społeczeństwo obywatelskie.

Namiot popierających prezydenta Janukowycza na Chreszczatyku, autor: Neeka, źródło: flickr.com

Tak jak ma to miejsce w przypadku Białorusi, prezydentura Janukowicza to tylko jedna z wielu twarzy Ukrainy, sam czubek góry lodowej. Poza politycznym establishmentem ukraińskie społeczeństwo pielęgnuje swe własne nadzieje i staje wobec własnych wyzwań. Gdy oficjalne relacje na wysokim szczeblu z UE są wyjątkowo napięte, kontakty na poziomie społeczeństwo obywatelskiego mogą obiecać więcej. Szczęśliwie Unia zaoferowała narzędzie specjalnie stworzone dla dalszego rozwijania stosunków na tej płaszczyźnie: Forum Społeczeństwa Obywatelskiego Partnerstwa Wschodniego. Zaangażowanie w działania społeczeństwa obywatelskiego daje podstawy dla oddolnego wzmacniania demokracji na Ukrainie niezależnie od tego, jak długo będzie trwać dyplomatyczny pat. W praktyce może to nawet wywołać widoczną reakcję społeczną wobec nieakceptowanej wendecie Janukowicza przeciwko jego politycznej rywalce Julii Tymoszenko.

Polski wkład

W takim kontekście wkład Polski – kraju dysponującego bezkonkurencyjnym zbiorem organizacji specjalizujących się w tematyce wschodniego sąsiedztwa UE – może mieć unikalne znaczenie. Oprócz licznych NGOsów Polska dysponuje think tankami, takimi jak Ośrodek Studiów Wschodnich, bądź tematycznymi periodykami, czego przykładem jest Nowa Europa Wschodnia (która tej jesieni uruchomiła swój w pełni anglojęzyczny oddział). Polscy eksperci mają specjalistyczną wiedzę, znajomość języków oraz kontakty wysoce przydatne przy angażowaniu się w rozwój Ukrainy i rejonów położonych dalej na wschód. Dzięki organizowaniu tematycznych konferencji, szkoleń i warsztatów, oraz finansowaniu tego typu akcji, stają się zarówno obserwatorami, jak i bezpośrednio aktorami wydarzeń mających miejsce w tym regionie.

Wyzwaniem zatem jest umieszczenie polskiego wkładu w budowanie stosunków pomiędzy Unią Europejską a Ukrainą w dłuższej perspektywie czasowej. W sytuacji kończącej się polskiej prezydencji, oraz niepewności co do przyszłych losów umowy stowarzyszeniowej, na wpływ Polski w domenie wschodniego sąsiedztwa UE przekładają się jej działania w trzecim sektorze oraz kontakty poza sferą dyplomatyczną wysokiego szczebla. Dotychczasowe bezpośrednie kontakty między społeczeństwami Polski i Ukrainy na tym poziomie nie są nadmiernie intensywne, ku szkodzie dla obu krajów, zatem, nie tylko w wymiarze dalszego budowania oficjalnych stosunków pomiędzy Ukrainą a Unią, stają się takie działania cenne same w sobie.

Tekst Annabelle Chapman zdobył drugie miejsce w konkursie Eastbook.eu na artykuł o Partnerstwie Wschodnim.

Autorka: Annabelle Chapman

Studentka Rosji i Europy Wschodniej na Uniwersytecie Oksfordzkim, stypendystka programu im. Dahrendorfa badań nad wolnością. Urodzona w nowo-zjednoczonej Europie, której jednak grożą nowe podziały w XXI wieku. Lubi stare kino i podróże koleją.

  • livejournal
  • vkontakte
  • google+
  • pinterest
  • odnoklassniki
  • tumblr
4

Journalist focusing on Eastern Europe. Her articles have been published in the journal New Eastern Europe. She has a degree from Oxford University and a weakness for languages (most recently Georgian). At Eastbook, she writes a weekly column, Eastern Notebook.

ZOBACZ WSZYSTKIE ARTYKUŁY
Komentarze 4
Dodaj komentarz

  1. jubus pisze:

    Ciekawa opinia osoby z "ostatnich pozostałości racjonalizmu w Europie" (mowa oczywiście o Wielkiej Brytanii, która niestety pozostaje w idącej na dno UE). Brytyjczycy mają bardzo dobrą, bo racjonalną wizję UE, jako organizacji skupiającej państwa narodowe, dbające o swoje prywatne interesy, opartą o jak największy liberalizm w gospodarce i wolnym handlu i chcący zachować demokrację w UE, w odróżnieniu od takich osób jak Mr. Sikorski opowiadający się za budową państwa totalitarnego, przypominającego ZSRR lub Chińską Republikę Ludową, względnie Stany Zjednoczone czasów Busha-Obamy. Brytyjczycy jednak mają cały czas imperialne bóle fantomowe, więc ich myślenie o Europie jest inne niż na przykład takich Ukraińców, Mołdawian, Szwajcarów, Białorusinów czy Norwegów czyli ostatnich, wolnych narodów w Europie.
    Doskonale rozumiem, co się mówi o Polsce Tuska-szenki, na "Zachodzie". Tusk to zakłamany, dwulicowy i pyszny, bardzo mizerny polityk, tupetem i chamstwem osobistym nie odbiegający od standardów poziomu Putina-Berlusconiego-Sarkozy'ego-Camerona. Jedynie Merkel ma "jaja" i na tyle kultury i kunsztu politycznego, że potrafi zachować poziom i racjonalne podejście do spraw europejskich, w tym i wschodnioeuropejskich.
    Polska prezydencja OBIEKTYWNIE była średnio-kiepska, bo nic nie udało się załatwić, poza jakimiś działaniami w sprawie liberalizacji handlu internetowego na Wspólnym Rynku. Izolacja Ukrainy i Białorusi na szczycie Partnerstwa Wschodniego wynikała z zakłamanej, dwulicowej i podłej polityki Tuska-szenki i jego kolegów z UE. Jak można zapraszać dyktatora Azerbejdżanu, trzymającego w garści cały naród, straszącego sąsiadów wojnami, gdzie na porządku dziennym jest zamykanie ludzi w więzieniach za przekonania, a nie zaprosić "nawróconego dyktatora", który bohatersko opiera się imperializmowi rosyjskiemu oraz unijno-amerykańskiemu? Jak można zmuszać suwerenne państwa do podpisywania jakichś zobowiązań, skierowanych wobec państwu PW? Czy to nie jest chamstwo, dwulicowość i zakłamanie, podobne do tego co czyniła wobec Polski Francja i Wielka Brytania w 1939 roku czy Wielka Brytania w roku 1945 i 1946. Tak jak państwa "starej UE" nie są, nie były i nie będą przyjaciółmi Polski, tak "unijna Polska rządzona przez zachodnią agenturę" nie będzie przyjacielem Ukrainy, Białorusi czy innych krajów PW.
    Wszystkie ośrodki, które Pani wymieniła, to ośrodki reprezentujące ZIMNOWOJENNE MYŚLENIE, myślenie w kategorii podziałów "Zachód vs Reszta Świata". Nie spotkałem się nigdy z opinią antyunijną czy antynatowską w publikacjach tych ośrodków czy w NEW, poza PISM, który w latach 80-ych mówił o zagrożeniach "natowsko-amerykańskiego wyścigu zbrojeń". Świat zmienia się w błyskawicznym tempie i tzw. "zjednoczona Europa" czy Stany Zjednoczone, będą odgrywać w nim coraz mniejszą rolę. Może warto by spytać wpierw Ukraińców, Białorusinów czy inne narody Europy Wschodniej czy chcą być na siłę wciągane do struktur, które sieją obecnie taki zamęt w świecie i prowadzą go na skraj degradacji. Kryzys ekonomiczny skąd się wziął? Chińczycy czy Indusi lub Arabowie go wymyślili? Czemu na pazerności bogatych i socjalizmie państwowym mają cierpieć biedne narody Europy Wschodniej i być jeszcze pouczane, w jaki sposób mają się rozwijać.
    Reasumując – wiernopoddańcza wobec Brukseli i Waszyngtonu oraz Moskwy polityka Polski doprowadziła do polepszenia stosunków na linii Kijów-Bruksela, ponieważ oddali wizję podporządkowania i związania biednego kraju z "tonącym okrętem", a jednocześnie nie zamknęła drzwi Ukrainie przed możliwością renegocjacji lub częściowego wejścia DCFTA, która powinna, w obecnej chwili stać się jedynym elementem integracji Ukrainy ze Wspólnym Rynkiem. W integracji Ukrainy z UE, nie chodzi o jakieś tam "społeczeństwo obywatelskie" bo to i tak będzie się rozwijało, ale wg. własnych wzorów i bez pouczania z Brukseli czy Warszawy, ale właśnie o ekonomiczne korzyści dla gospodarki ukraińskiej i społeczeństwa. Za takie podejście, Polska powinna być wdzięczna, myślącej przyszłościowo i patriotycznej ekipie Mr. Janukowycza, a przy okazji nasi politycy mogli by się uczyć od tej ekipy, jak dbać o interesy zwykłych ludzi.

    • Kazimierz pisze:

      @jubus, mMijają blisko 3 lata od czas zamieszczenie twojego komentarza – „ekipa patriotyczna Janukowycza” okazała się kolejną już bandą, Piątą Kolumną oligarchów okołokremlowskich, która miała za zadanie rozmontowywać ten duży kraj.
      Dzisiaj jak na dłoni widzimy, kim są autorzy takich wpisów jak twój. Znamy nawet stawki za takie „prowolnościowe” wpisy, wypłacane z kieszeni rosyjskiego podatnika.
      Na szczęście Ukraina będzie przeciągnięta do świata cywilizowanego, mimo że 2-3 pokolenia będą musiały minąć zanim ci ludzie wyzbędą się kompleksów w jakie wpędziła ich dominacja Moskwy.

      Dzisiaj cena ropy spada o 1USD na baryłce rosyjski budżet w skali roku traci 60 mld USD.
      Okazuje się, że degrengolada finansjery świata zachodniego jak to głoszą marionetki RuSSia Today tj. Gerald Celente czy Max Kaisser dotyczy w równym jeśli nie większym stopniu finansistów rosyjskych. Dzisiaj okazuje się, że Rosja bez sankcji zaczynała bakrutować, po wprowadzeniu sankcji pozostaje jej się tylko zbroić, i to na kredyt, aby odebrać sobie z powrotem „żywicieli” czyli dawne państwa satelickie ZSRS. Tylko dzięki tym państwom, ZSRS mogło się zbroić, bo te państwa utrzymywały sektor cywilny ZSRS. Gdyby nie „żywiciele” to Sowieci jako naród niezwykle zgnuśniały przez dekady anihilacji inteligencji i warstw wyżej wyedukowanych niż przeciętna po prostu słąnialiby się z głodu. Polecam zapoznać się z groźbą głodu w ZSRS po 4-letniej klęsce nieurodzaju w latach 70-tych XX wieku, kiedy to rok rocznie przez 4 lata Moskwa była zmuszona potajemnie importować 120 mln ton pszenicy z USA, Kanady i Australii, bo zasoby z krajów satelickich były niewystarczające.

      Rosja to ziemia przeklęta, mordująca i marginalizująca ludzi porządnych, uczciwych i mądrych od ponad 100 lat. Na „zamordyzmie” buduje kraj który szczeka, ujada, kąsa skrycie, a później jęczy po salonach, aby jej pomóc…

      Rosja ani na jotę nie jest tak otwarta na Zachód jak Chiny. Rosja to kraj strachu. Dlatego tak się szamoce. I w efekcie kiedy Chiny prą do przodu to Rosja ciągle brnie w bolszewizm. Zamyka w więzieniach lub po prostu morduje ludzi którzy mogliby zagrozić status quo, tzn. dominacji schizofrenicznych środowisk GRU i FSB. W Chinach mają komunizm, ale tam starają się zrównoważyć rozwój „zamordyzmu” i postępu technologicznego. W Rosji stawiają po staremu, na zamordyzm, ukierunkowany na ośrodki które jawią się jako zagrożenie dla służb specjalnych.

      Kremliny walczą o Ukrainę, bo schizofrenicznie boją się Zachodu 450 km na południe od Moskwy.
      Dlatego uważam, że powtórzy się scenariusz z II poł. lat 70-tych, po 4 letniej klęsce urodzaju, Sztab Armii Radzieckiej zaczął rozważać agresję na Zachód, po Francję, celem zaanektowania technologii, naukowców etc.
      Zachód się przeraził i sypnął im groszem, na kilka lat, jednocześnie wzmacniając opozycję antykomunistyczną w Bloku Wschodnim. Nie przypadkowo Polaka zrobili Papieżem… Zachód wiedział, że raz Moskiewskiego Bandytę można zaspokoić haraczem z RFN-owskich banków przy udziale żyrantów (państw satelickich ZSRS), a na dłuższą metę trzeba teg bandziora osłabiać, poprzez zepsucie jego morale za pomocą błyskotek (mercedesy, jachty etc).

      Jak mówił mi jeden stary Rosjanin, który przeżył 12 lat katorgi: dopóki Rosjanie samowolnie nie złożą w ziemi „relikwii” Wodza Rewolucji, dopóty jego duch będzie unosił się nad Rosją.
      Tutaj jest potrzebna mentalna przemiana.

    • jubus pisze:

      Proszę poczytać moje inne komentarze, a dopiero potem oceniać innych. Wypraszam sobie takie insynuacje. A pan ile dostaje pieniędzy z ambasady niemieckiej czy amerykańskiej? Janukowycz, w polityce zagranicznej opierał się na patriotyzmie, w przeciwieństwie od obecnej ekipy, która opiera się na szowinizmie i dzikim nacjonalizmie, antypolskim, antyrosyjskim, antyżydowskim.
      Ja bym wolał, aby Ukraina pozostała krajem wolnym, bez potrzeby dołączania do jakiegoś tam „cywilizowanego świata”, który nie stacza się coraz bardziej, pod ciężarem demoliberalizmu, multi-kulti i innych, lewackich świństw. Rosja, USA, UE to wszystko jedna rodzina. Wybór między Rosją, a USA/UE, dla Ukrainy to wybór między cholerą, a dżumą.

  2. Michał pisze:

    Bardzo fajny artykuł realistycznie przedstawiających relacje ue-ukraina oraz na ich tle relacje polska-ukraina. Gratuluje wiedzy i rzetelnego podejścia do niełatwych spraw związanych z polityką wschodnia ,która nawet ekspertom i entuzjasta nastręcza niemało kłopotów.
    Pozdrawiam