Szczyt Partnerstwa Wschodniego miał być koronnym wydarzeniem polskiej prezydencji. W okresie ekonomicznego kryzysu i eurointegracyjnej stagnacji miał przynieść tak potrzebny powiew optymizmu. Na przekór tendencjom, Unia Europejska pod przewodnictwem Polski miała zaoferować państwom Europy Wschodniej realne partnerstwo. Planu nie zrealizowano, co nie oznacza, że już nic nie da się zrobić.

Na zdjęciu od lewej premier RP Donald Tusk, premier Mołdawii Vlad Filat oraz przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy. Szczyt Partnerstwa Wschodniego w Warszawie, źródło: flickr.com
Warto działać na rzecz Wschodu
Szczyt Partnerstwa Wschodniego odbył się w Warszawie w dniach 29-30 września 2011 roku. W przeddzień wydarzenia, dziennikarz „Rzeczpospolitej” zapytał francuskiego politologa, profesora Dominisque Moisiego: – Czy Francuzi interesują się szczytem Partnerstwa Wchodniego? Moisi z przekonaniem odpowiedział, że nie. Czytelnikowi pozostaje skonstatować, że to całe partnerstwo udać się nie może. Problem widzę już na poziomie formułowania pytania o zainteresowanie Francuzów naszym projektem. „Naszym”, bo nie ulega wątpliwości, że na sporządzeniu mądrej polityki integracyjnej wobec państw Europy Wschodniej najbardziej zależy, bądź powinno zależeć Polsce. I nie można wymagać od całej unijnej gromadki, żeby nas w tym zadaniu wspierała. Szczerze wątpię, żeby choć ułamek procenta polskiego społeczeństwa ekscytował się rozwojem programu „Unii dla Śródziemnomorza”, za pomocą którego Francja próbuje rozgrywać unijną politykę wobec Afryki Północnej. A kto, oprócz wąskiej grupy eksperckiej, słyszał o programie Synergii Czarnomorskiej, który swego czasu bardzo promowali Niemcy? O Partnerstwie Wschodnim należy myśleć jako jednym z wielu unijnych projektów. I ze względu na niewesołe czasy kryzysu działania prowadzić należy realistyczne. Do takich nie można z pewnością zaliczyć rozbuchanie medialnej atmosfery wokół Szczytu Partnerstwa, które na poziomie decyzji i ustaleń okazało się pustą wydmuszką.
W kontekście Partnerstwa Wschodniego do działań realistycznych zaliczam wszystko to, co wpłynie na zbliżenie wschodnich sąsiadów do propozycji wysuwanych przez Unię. Zapomnijmy więc na jakiś czas o opinii Francuzów, a nawet Niemców i skupmy się na tym, co o Polsce, Unii i programie Partnerstwa myślą Ukraińcy, Białorusini, Mołdawianie czy mieszkańcy Kaukazu. Dużą przesadą, a może i pychą, jest twierdzenie, że państwa te najbardziej w świecie potrzebują Unii Europejskiej. W podstawowe interesy elit rządzących w państwach Partnerstwa Wschodniego wpisana jest współpraca z Unią. To niepodważalny fakt, ale stopień ich zaangażowania zależeć będzie od atrakcyjności wystosowanej przez nas oferty. Wbrew pozorom, posiadamy mocne argumenty i jeszcze podczas polskiej prezydencji możemy dołożyć swoją cegiełkę do realizacji „polityki przyciągania”.
Sektor pozarządowy: szansą polskiej prezydencji
W momencie, gdy europejscy decydenci całe swoje siły lokują w ratowanie wspólnej waluty, do ich obowiązków powinno należeć także stworzenie możliwości ludziom, którzy działać na wschodzie chcą i potrafią. Nie znajdziemy takich obecnie na najwyższych szczeblach decyzyjnych, dlatego zejść należy niżej. Tam gdzie atmosfera robi się mniej oficjalna, a bardziej pozarządowa. Takie możliwości tworzone są także w ramach polskiej prezydencji. W dniach 21-23 października odbył się w Lublinie Kongres Kultury Partnerstwa Wschodniego, który w swoich zamierzeniach miał kontynuować prace rozpoczęte w 2009 roku podczas konferencji Go-East. Trzy lata temu w Warszawie wszelkiej maści artyści, kuratorzy i społecznicy, przybyli ze wschodu i zachodu Europy, dzielili się doświadczeniami, uczestniczyli w warsztatach i planowali przyszłą współpracę. Czuć było pozytywne wibracje, kreatywność i chęć do współpracy. Organizatorzy tegorocznego Kongresu Kultury poszli tym samym tropem: dyskutowano na temat stworzenia sieci informacyjnej dla wschodnich organizacji pozarządowych; zarysowano plan pomocy dla działaczy białoruskich, którzy napotykają się z coraz większymi problemami ze strony władz; w kuluarach tworzono zręby nowych, wspólnych inicjatyw.
Namacalnych i trwałych efektów oczekuję także od Forum Społeczeństwa Obywatelskiego Partnerstwa Wschodniego, które odbędzie się w dniach 28-30 listopada w Poznaniu. Na poziomie współpracy pomiędzy organizacjami z Unii Europejskiej, a krajami Partnerstwa Wschodniego możemy pochwalić się wieloma sukcesami. Podczas rosnącej indolencji politycznych decydentów, to organizacje pozarządowe w stopniu największym odpowiadają za realne zbliżenie społeczeństw. Parę przykładów: Polska Fundacja im. Roberta Schumana w ramach programu Wolontariatu Europejskiego współpracuje z organizacjami z Ukrainy i państw kaukaskich. W zakresie przepisów to trud podwójny, podejmowany ze względu na chęć rozwoju sieci wolontariatu w tychże krajach. Centrum Stosunków Międzynarodowych pod koniec października zorganizowało w Brześciu Forum Partnerstwa Regionalnego Polska-Białoruś. Podczas, gdy stosunki dyplomatyczne pomiędzy Polską a Białorusią układają się fatalnie, spotkanie organizowane na poziomie pozarządowym jest dla obu stron jedyną możliwością wymiany poglądów dotyczących gospodarki i współpracy transgranicznej. W tym roku zrealizowano także szereg bardzo ciekawych spotkań polsko-białoruskich w ramach konkursu ogłoszonego przez polski MSZ: wspólne warsztaty designerów, artystów czy dziennikarzy mają wszelkie szanse przerodzić się w stałe partnerstwa. Powyższe przykłady, jak i wiele innych godnych uwagi inicjatyw, są efektem spotkań organizowanych w duchu Forum Społeczeństwa Obywatelskiego. Dlatego czekam niecierpliwie na trzecią już edycję Forum w Poznaniu.
Wydarzenia w Lublinie i Poznaniu to murowany sukces i efekty mierzone w ilości nawiązanych partnerstw, nowych pomysłów i entuzjazmie uczestników. Nie skupiają na sobie uwagi mediów i nie kreują sztucznych oczekiwań, co w mojej opinii bardzo zaszkodziło Szczytowi Partnerstwa Wschodniego. Docierają do grup szczerze zainteresowanych współpracą i co ważne, mających pomysł na tą współpracę, czego nie można powiedzieć o większości z polityków biorących udział w Szczycie. Jestem pewien, że kumulacja pozytywnej energii działaczy pozarządowych, przełoży się na konkret o wiele większy, niż wspólna deklaracja szczytu Partnerstwa Wschodniego. Ta bowiem okazała się zbiorem pobożnych życzeń spisanych bez pokrycia. Jeśli ten konkret zbliży nas do współpracy pomiędzy zwykłymi ludźmi, to będzie to wielki sukces – zarówno w kontekście rozwoju Partnerstwa Wschodniego, jak i efektów polskiej prezydencji w Radzie UE.
Tekst powstał w ramach serii analiz Polskiej Fundacji im. Roberta Schumana „O Prezydencji krytycznie”. Więcej na schuman.pl.
Nareszcie obiektywna i wyczerpująca ocena sensu istnienia PW. Inicjatywa która dla większości mieszkańców UE jest nic nie warta w ogóle nie interesująca, powinna przejść na zupełnie inny poziom.
Trzeba brać przykład z polityki krajów wysokorozwiniętych wobec krajów 3 świata, głównie afrykańskich. Pomocą i rozwojem dla tych krajów i społeczeństw nie zajmują się państwa czy firmy, a właśnie sektor pozarządowy. Prywatne inicjatywy, tworzone przez pasjonatów pomagają ludziom w Indiach, Birmie, Gwinei Równikowej czy Liberii, ponieważ cały świat o nich zapomniał. Tak samo powinno być wobec krajów 3 świata, z którymi graniczy Polska i UE ( o ile Turcja wejdzie do tej organizacji, co skrajnie wątpliwe, biorąc pod uwagę sprzeciw zadufanych w sobie Francuzów czy Niemców, bojących się nowej potęgi europejskie i jej wpływów). Pamiętajmy, że Polakom, w czasach PRL, również pomagały głównie organizacje pozarządowe z RFN, Holandii, Wielkiej Brytanii czy USA, głównie w czasach gdy oficjalne rządy tych krajów nakładały sankcje na Polskę. Możemy teraz spłacić dług, tyle, że w odmienną stronę.
Polska powinna więc stać się motorem i koordynatorem rozwoju współpracy organizacji pozarządowych i osób prywatnych, pomagających swoim odpowiednikom w krajach postsowieckich, nie tylko w krajach PW, ale np. w Rosji czy w Kazachstanie.
Nie ma się co oszukiwać, Polska przez następne 4 lata, będzie prowadzić zakłamaną politykę klęczenia wobec Moskwy, Brukseli, Paryża, Berlina i Waszyngtonu, więc na jakąkolwiek poprawę stosunków z Białorusią, Ukrainą czy nacisków na zmianę polityki wewnętrznej w krajach PW i w Rosji, nie ma co liczyć. Ludzie muszą sami wziąść się za obalanie złych reżimów i poprawianie swojego losu i warunków bytowych, tak jak robili to Polacy w latach 80-ych, przy pomocy swoich przyjaciół z krajów wolnych..