Używamy ciasteczek do poprawnego wyświetlania tej strony. Jeśli nie wyrażasz zgody, zmień ustawienia przeglądarki.

Ok
Krzysztof Nieczypor

Objazd SEW cz. 6: Mołdawia, nie Mołdowa

Objazd cz. 6

Mołdawia, nie Mołdowa

7 VI 2011

Dziś przypadł pierwszy dzień paneli dyskusyjnych. Z tego powodu kadra wspaniałomyślnie ogłosiła późniejszą niż zazwyczaj godzinę zbiórki, a mianowicie 9. 45. Dzięki temu paneliści mieli więcej czasu na wypoczęcie i przygotowanie się do zaprezentowania Studium z jak najlepszej strony.

Po dotarciu do Uniwersytetu im. Aleksandra Cuzy w Jassach trochę pobłądziliśmy nim znaleźliśmy zarezerwowaną dla nas salę konferencyjną. Multimedialne wyposażenie sali zrobiło na nas wrażenie, ale pustki i zdziwione twarze rumuńskich studentów wskazywały, że panel odbędziemy we własnym gronie. Po chwili jednak przybyli gospodarze, którzy zaskoczyli nas profesjonalnym przygotowaniem i organizacją konferencji.

Sesję otworzyła Gabriela Carmen Pascaria – kierownik Centrum Studiów Europejskich Uniwersytetu w Jassach, która opowiedziała o wspólnym projekcie szkół wyższych Rumunii, Mołdawii i Ukrainy. Następnie przemówiła przedstawicielka Centrum Studiów Integracji Europejskiej Akademii Nauk Ekonomicznych Mołdowy – Olesea Sirbu, a na koniec Serhij Lukaniuk z Uniwersytetu w Czerniowcach.

Po całkiem interesującym wstępie rozpoczął się właściwy panel. Moderator w osobie dr Wóycickiego wygłosił kilka słów wstępu, a następnie głos przekazał pierwszemu z panelistów, Krzysztofowi, który opisał zagadnienie wschodniej granicy Unii Europejskiej. Następnie Maria opowiedziała o Wspólnocie Morza Czarnego, a potem Hania o relacjach ukraińsko-rumuńskich. Ze strony naszych gospodarzy wystąpiła studentka z goszczącego nas Uniwersytetu, która dokonała charakterystyki Unijnej Polityki Sąsiedztwa. Dyskusja, jaka rozgorzała po naszych wystąpieniach skupiła się wokół unijnego programu Partnerstwa Wschodniego. Cała konferencja była nadzwyczaj udana. Po jej zakończeniu podziękowaliśmy gospodarzom i ruszyliśmy w dalszą drogę.

Opuszczając Jassy skierowaliśmy się w stronę granicy z Mołdawią. Nim całkiem wyjechaliśmy z  Jassy, Maciek zdążył opowiedzieć nam o przed chwilą odwiedzonym Uniwersytecie im. Aleksandra Cuzy, zaś o zabytkowym dworcu kolejowym parę słów wygłosiła Agata.

Po tych komunikatach prof. Zasztowt dokonał oceny panelu. Najwyższe noty i bezapelacyjne pierwsze miejsce pośród wszystkich uczestników konferencji zajął jej moderator w osobie dr Wóycickiego. Także dyr. Malicki wyraził zadowolenie z przebiegu panelu i dyskusji na Uniwersytecie. Dyrektor korzystając z udzielonego mu mikrofonu przekazał również informacje dotyczące zasad oceny komunikatów i referatów studentów. Fakt codziennych zebrań kadry dokonującej przeglądu wszystkich wystąpień był godny podziwu.

Po dotarciu do granicy rumuńsko-mołdawskiej kilkugodzinny postój. Sztraf (1 tys. euro!) za znalezione przez pograniczników braki w dokumentach przekonały nas, że opuszczamy Unię Europejską. Na całym zamieszaniu skorzystała miejscowa babuszka, która sprzedając bardzo smaczne, ciepłe bułeczki z nadzieniem, pozbyła się całego swojego towaru.

Skoro znaleźliśmy się już w Mołdawii, to  czas na serię komunikatów: Roberta o Besarabii, Marty o Mołdawii, ponownie Roberta o gospodarce Mołdawii i Kariny o pakcie Ribbentrop-Mołotow. Wraz z ostatnim referatem osiągnęliśmy najwyższy pułap naszych zdolności percepcyjnych. Więcej wiedzy nie byliśmy w stanie przyjąć, dlatego też prof. Zasztowt oficjalnie zamknął tą część programu.

O to, aby po zakończonych odczytach referatów i komunikatów nie zabrakło nam wrażeń z podróży, zadbała lokalna drogówka. Rutynowa kontrola i kolejne nieformalne rozmowy z przedstawicielami służb publicznych Mołdawii. Po krótkich negocjacjach dyr. Malicki oznajmił, że funkcjonariusze po tym, jak usłyszeli, że jesteśmy uczestnikami objazdu naukowego stanowczo odmówili przyjęcia sumy większej aniżeli 200 leji.

Do Kiszyniowa dotarliśmy po godz. 20. Mimo późnej pory w polskiej ambasadzie przyjął nas szef placówki – Bogdan Luft wraz z małżonką. W głównej sali nowego budynku polskiego przedstawicielstwa dyplomatycznego w Mołdawii przygotowane były już dla nas fotele i poczęstunek. Na prośbę naszego dyrektora ambasador zarysował historię Mołdawii, a następnie przedstawił główne aktualne problemy republiki. Dyplomata podzielił się z nami również osobista niechęcią do nowej mody określania państwa mołdawskiego mianem Mołdowy. Nowa tradycja wzbudza w nim szczerą irytację z uwagi na fakt, że Mołdawia jest nazwą historyczną krainy, na której leży państwo mołdawskie. Mołdowa stanowi natomiast szczególny przypadek terminologicznej ignorancji powstałej w wyniku politycznej walki ze spuścizną komunizmu, który był przecież krótkim epizodem w historii całego narodu mołdawskiego.

Dziękując ambasadorowi za tak miłe przyjęcie i poświęcony nam czas odjechaliśmy do naszego hotelu „Kiszyniów”. Bez względu na to czy hotel ten znajduje się na na terenie Mołdowy czy Mołdawii stanowił on niewątpliwy zabytek klasy zerowej okresu komunizmu.

W hotelu czekała już na nas grupa uczestników objazdu z Ukrainy. Przywitani, zakwaterowani i spakowani udaliśmy się na zasłużony odpoczynek. Tylko kadra musiała się jeszcze zebrać, by ocenić nasze dzisiejsze panelowe wystąpienia  oraz referaty. Współczuliśmy, ale tylko trochę.

[nggallery id=”23″]

Tagi:
  • livejournal
  • vkontakte
  • google+
  • pinterest
  • odnoklassniki
  • tumblr
5
Krzysztof Nieczypor
Krzysztof Nieczypor
Redaktor Eastbook.eu
ZOBACZ WSZYSTKIE ARTYKUŁY
Komentarze 5
Dodaj komentarz

  1. jubus pisze:

    Smaczki językowe. Zamiast Mołdawia-Mołdowa lub na odwrót. Zamiast "na Ukrainie" to "w Ukrainie". Czy faktycznie nie ma ciekawszych rzeczy i większych problemów niż jakaś stylistyka językowa? Mołdawia/Mołdowa czy jak ją tam zwał ma tyle problemów wewnętrznych, w tym problem Nadniestrza (niektórzy mówią na to "Transniestrze"), że jakiś głupi problem nazewnictwa to doprawdy pikuś.
    Inna sprawa, że przez to durne nazewnictwo Macedonia, czy jak kto woli FYROM, stoi od kilku lat w kolejce do członkostwa w UE, bo durne, nieroby greckie nie mają większych problemów tylko oficjalne nazewnictwo sąsiedniego kraju. Grecja tonie w długach, dzisiaj obniżono jej rating kredytowy do najniższego poziomu wśród wszystkich krajów świata, a ci cały czas szczekają, że Macedonia to FYROM.
    Miejmy nadzieje, że Mołdawianie zajmą się ważniejszymi problemami niż jakieś durne nazewnictwo, bo jak widać po przykładzie Grecji, największe problemy robią największe nieroby i obiboki. Pracusie, typu Niemcy, Szwedzi czy Szwajcarzy mają ważniejsze problemy niż nazewnictwo.

  2. Alexandru Musteata pisze:

    how i see you was in Moldova!?

  3. Krzysztof Nieczypor pisze:

    Yes, indeed. I spent just a few days in Chisinau. Nice city, lovely park of Stefan III, such a beautifull trolleybuses and monument of Grigorij Kotowski (a little bit controversial figure). I hope that once I'll be back.

  4. Irina Ovcinicov pisze:

    @Jubus: Rozumiem, że niektórym Mołdawia czy Mołdowa -wszystko jedno. Natomiast chciałabym zauważyć 2 rzeczy:
    1. To MSZ RP zaleca nazwę Mołdowa.
    2. Po rumuńsku/mołdawsku nazwa kraju wymawia się Moldova. "Maldavia" jest nazwą rosyjską i dla Mołdawian używanie w stosunku do kraju właśnie tej drugiej nazwy kojarzy się z czasami ZSSR.

    I może jak pojedziecie na wieś mołdawską i zapytacie kogoś co o tym sądzi powie że wszyyyystko mu jedno, to szeroko pojęty " młody Kiszyniów" powie wam że woleliby żeby to była "Mołdowa" :-)

  5. jubus pisze:

    Pani Irino. Mi nie chodzi o to, czy komuś w Mołdawii to przeszkadza czy nie. Chodzi raczej o wagę tych problemów. Specjalnie przytoczyłem przykład Grecji, bankrutującego, biednego i niezorganizowane państwa i strasznie zacofanego mentalnie społeczeństwa. Grecja burzy się, że pobliska Macedonia, która też jest rządzona w sposób republiki bananowej, nie chce zmienić oficjalnej nazwy swojego kraju na taki, jaki Grecji pasuje. Historycznie to współczesna Grecja nie ma nic związanego ze starożytną Grecją, tak jak i Macedonia z tracką Macedonią. Podobnie jest zapewne z Mołdawią, która to przecież powstała tuż po oderwaniu Besarabii od Rumunii w 1940 roku przez ZSRR. Średniowieczna Mołdawia ma więc tyle wspólnego z dzisiejszą, co Grecja starożytna do nowoczesnej Grecji, czyli poza nazwą, w zasadzie nic.
    Nie jestem za pouczaniem kogokolwiek, ale myślę, że dla Mołdawii są duże ważniejsze sprawy niż nazewnictwo, tak jak dla Macedonii czy wrzącej Grecji. Niestety to tylko świadczy o poziomie rozwoju cywilizacyjnego i mentalności, skoro nazewnictwo stoi wyżej niż rozwój ekonomiczny i społeczny, reformy polityczne, itd.